Today.

Today.

środa, 30 grudnia 2015

A M E R Y K A Ń S K O

Wszystko dzisiaj jest takie a m e r y k a ń s k i e. Jeśli nie wiesz, gdzie były przeprowadzone pierwsze badania czegokolwiek strzelaj, że w Stanach Zjednoczonych - są duże szanse, że to tam. Używamy angielskich słów spolszczając na własne potrzeby, bo po co mówić dobrze jak można powiedzieć okej? Nie ma chyba dziecka, które nie wiedziałoby czym jest McDonnald's - pamiętam, że była to jedna z atrakcji szkolnych wycieczek. Ale nie w o tym miał być ten post. Moją uwagę zwrócił dzisiaj jeden z artykułów..prosto z USA.

W Stanach Zjednoczonych przeprowadzono badanie, z którego wynika, że najpiękniejsze dwa słowa, które kobieta pragnie usłyszeć od partnera nie brzmią KOCHAM CIĘ (jak by się mogło wydawać) ale KOCHANIE SCHUDŁAŚ. 

Co kraj to obyczaj :D


środa, 23 grudnia 2015

Karp w opałach !

Święta, święta, idą święta! A jak to w święta, nawet ci, co karpia na co dzień nie jadają właśnie teraz go kupują. No ale jak zdobyć takiego karpia? Jest kilka możliwości. Pierwsza z nich, najmniej inwazyjna to kupienie gotowych filetów. Wchodzimy sobie ładnie do rybnego i pani podaje nam karpia, który nie ma już oczu, płetw i spokojnie możemy zabrać go do domu. Druga z opcji, dla fanów hardcoru to kupienie żywego karpia. Do świąt ten nieświadomy niczego karp przebywa sobie w wielkiej wannie czy w stawie hodowlanym. Jego życie ma zakończyć się tuż przed wigilią..

Ostatnio jedna z rodzin dostała od swojego znajomego żywego karpia. Takiego ze stawu. Karp piękny, świeżutki jak to mówią, inni wtedy dodają, że jeszcze żywy. Wigilia tuż tuż, więc przygotowanie go na talerz musiało odbyć się szybko. Ileż można pływać w wannie? Ojciec został zobligowany do załatwienia sprawy. Do niczego jednak nie doszło. Dlaczego?

Dzieci, które przyjechały do domu na święta nie mogły znieść myśli, że już niedługo ten karp znajdzie się na wigilijnym stole. Pod nieobecność mamy i taty wypuściły karpia do stawu.. Akcja ratunkowa udana, ale co na to mama z tatą?



Gdyby karpie mogły być w szoku ten na pewno by był :)

wtorek, 22 grudnia 2015

Cześć złość!

Spotkałeś kiedyś ZŁOŚĆ? Każdy z nas ją zna. Ale nikt jej nie widział. To znaczy nie widział tak, żeby powiedzieć jej CZEŚĆ ZŁOŚĆ, jak się masz? Mamy z nią do czynienia od zawsze, choć wtedy na początku jeszcze nie wiedzieliśmy jak ją nazwać. Jak myślę sobie o złości to widzę wrzeszczącego, czerwonego stwora. Tak, jak w bajce W głowie się nie mieści. Widzicie go? 

Dlaczego się złościmy? Kiedy zapytasz kobietę dlaczego się złości możliwe, że odpowie Ci BO TAK. Zaciśnięte pięści. Zagryzione wargi. Przyklejone do siebie obie szczęki i wzrok, który bardzo wyraźnie podpowiada innym NIE PODCHODŹ DO MNIE. 

Co robić, kiedy ten czerwony stworek opanuje nasz umysł? Jest kilka wyjść. Można walić pięściami o ścianę, zajadać się pustymi kaloriami, palić faję za fają, wypić butelkę wina, albo.. No właśnie, co jeszcze możesz zrobić, żeby dobrze wykorzystać ten niespodziewany przypływ energii? Znam takich, którzy wykorzystują to na ringu. Inni idą wtedy sprzątać. 

A ja proponuję Wam dziś.. BIEGANIE! Dlaczego?

1. Endorfiny - uwalniają się w takich ilościach, że głowa mała [!] - tym samym poprawa samopoczucie.
2. Poprawia kondycję.
3. Daje kopa! - czujesz, że żyjesz.

Zapamiętaj sobie z tego wpisu jedno krótkie równanie:
ZMĘCZENIE => SPOKÓJ,

co można zapisać w jednym krótkim zdaniu ZMĘCZENIE DAJE SPOKÓJ.


Nie pozwól, by złość wystrychnęła Cię na dudka! Daj jej popalić!

Wstajemy!

Wiecie jak to jest wstawać wcześnie rano, prawda? Są wśród Was tacy, którzy wiedzą to bardzo dobrze, a są tacy, którzy wstawać wcześnie nie muszą. Jedno jest pewne - wstawanie rano dla wielu z nas do przyjemnych nie należy. Robimy wiele rzeczy, żeby nie musieć wstać. Jeszcze tylko 5 minut, powtarzamy sobie przestawiając budzik na kolejną godzinkę. Nagle zmieniają nam się plany - dochodzimy do wniosku, że wcale nie chcieliśmy umyć włosów a śniadanie lepiej będzie zjeść w szkole czy pracy. Potem dochodzimy do wniosku, że nic się nie stanie jak ten raz pójdziemy sobie w wygniecionej koszuli. Nie chce nam się tracić czasu na to wszystko, bo o ileż fajniej jest leżeć sobie pod cieplutką kołderką!

Budząc mojego brata do szkoły zawsze otwieramy mu drzwi na oścież. Wiadomo, że śpi się nieco gorzej, kiedy w kuchni stukają talerze, w czajniku gotuje się woda, a z telewizji leci "Pytanie na śniadanie". Głośno. Głośniej. Głośno nie do wytrzymania. Wtedy następuje moment, w którym trzeba wstać. Nie dlatego, że chcesz. Wstajesz dlatego, że nie masz wyboru.

Dzisiaj został oczywiście obudzony o tej samej porze, co zawsze. Budzenie okazało się jednak fall-startem, bo miał na później do szkoły. Nagle słyszę z pokoju wołanie:

- Mamo! Mamo!
- No co? - odkrzykuje mama.
- Zrobisz coś dla mnie? To jest małe i nic nie kosztuje.
- No? - pytająco rzuca mama.
- ZAMKNIJ MI DRZWI!




Mały gest, a tak wiele zmienia :)

piątek, 18 grudnia 2015

Hokus-pokus i abrakadabra odchodzi do lamusa?

Jakoś tak już mam, że kiedy jestem jedynym pasażerem jadącym w samochodzie czuję się w obowiązku nie spać. Skoro kierowca ma nie zasnąć, to ja też nie powinnam. W innych warunkach zasypiam momentalnie. Właściwie jeszcze kluczyk dobrze nie został przekręcony w stacyjce, a ja jestem już w pierwszej fazie snu. Mam to od dziecka.

Wczoraj twardo, mimo dalekiej trasy nie przymknęłam powiek nawet na moment. Dzięki temu udało mi się wysłuchać kilku różnych audycji radiowych. No i przeskakując ze stacji na stację wiadomym jest, że większość tematów się powtarza. Oczywiście temat rzeka - UCHODŹCY. Żadna stacja tego nie przepuści. W radiu mówili, że jakaś gazeta napisała artykuł pod tytułem: CZY JEZUS BYŁ UCHODŹCĄ? Cóż.. Nad tym też warto się zastanowić. Dalej temat in vitro, rządowe przepychanki.. no i to, co spodobało mi się najbardziej, a mianowicie temat przeklinania i wypowiedź jednego ze słuchaczy:

Ja nie przeklinam. Ja tylko rzucam zaklęcia.

A Biorąc pod uwagę to, że wczoraj mieliśmy dzień bez przeklinania to..pan wybrnął całkiem nieźle:) Dobrego dnia!



czwartek, 17 grudnia 2015

Amy Winehouse.

Istnieją ludzie absolutnie wyjątkowi. Podziwiamy ich wdzięk, charyzmę, sposób bycia. Mają coś, czego nie ma nikt inny albo to, co ma zaledwie kilka osób. Ona, bo o Amy Winehouse będzie ten post była kimś właśnie takim. Tysiące ludzi na całym świecie uwielbiało teksty jej piosenek i uwielbiało samą Amy - jej naturalność, szczerość i poczucie humoru. Nigdy nie byłam szczególną fanką Amy. Wielu moich znajomych zachwycało się jej osobą - nie miałam pojęcia dlaczego. Teraz już wiem.

Jej kariera rozwijała się błyskawicznie. Bardzo szybko stanęła na podium najwyższych nagród przyznawanych w świecie muzyki. Stała się ikoną jazzu. Sławą nie była w jej przypadku błogosławieństwem. Wielokrotnie powtarzała, że boi się popularności, bo nie wie jak się zachowa. Powtarzała, że muzyka jest dla niej najważniejsza. Komponowała i pisała teksty piosenek. W gruncie rzeczy kontrakty i pieniądze nie miały dla niej większego znaczenia. Bardzo chciała śpiewać - tak po prostu. Amy przez dłuższy czas była uzależniona od narkotyków i alkoholu. Używki stały się lekarstwem na wszystko to, z czym nie potrafiła sobie poradzić. W końcu 23 lipca 2011 znaleziono ją martwą w jej własnym mieszkaniu. 

Tony Bennett, amerykański wokalista jazzowy zapytany o Amy mówi, że powiedziałby jej jedno krótkie zdanie, gdyby mógł. Zdanie, które według mnie powinni pamiętać wszyscy ci, którzy ciągle gdzieś biegną, nie mają czasu i zapominają o siebie zadbać.
- Zwolnij, jesteś zbyt ważna.



Od wczoraj mam w głowie to jedno krótkie zdanie. I wiecie co? Czasami dobrze jest zwolnić.

środa, 16 grudnia 2015

Jestem skowronkiem.

Lubię wcześnie wstawać. OHO! Już widzę miny tej połowy z Was, dla której siódma rano to środek nocy. No ale ja tak wstaję. Mówi się, że ranne ptaszki to skowronki, ale wierzcie mi nigdy żadnego skowronka nie widziałam. A naprawdę byłam w wielu miejscach o bardzo wczesnych porach. Co jak co, ale skowronków tam nie było. Dzisiaj, kiedy wybrałam się na poranny spacer jeden ze spotkanych przeze mnie panów zagadnął do mnie:

- Pani też lubi witać dzień? Ja lubię.

Spojrzałam na niego i z uśmiechem odpowiedziałam:
- Tak. Ja też. Lubię.



I to jest odpowiedź na pytanie dlaczego wstaję tak wcześnie. Właśnie po to, by przywitać dzień. Życzę Wam dobrego dnia :)

wtorek, 15 grudnia 2015

Fani i fanki.

Paradoks. Wielu ludzi przygląda się życiu gwiazd. Osobom, które pojawiają się w filmach, serialach, na scenie koncertowej. Jesteśmy ciekawi tego, co zjadła na śniadanie Angelina Jolie i czy przypadkiem nie doszło do jakiegoś ważnego wydarzenia w życiu Katarzyny Cichopek. Przyglądamy się rozstępom znanych kobiet, komentując je na forach wraz z innymi zainteresowanymi, bo przecież to takie fajne mieć swoje zdanie na ten temat. Spędzamy długie godziny przyglądając się życiu osób, których dowodem istnienia są te krótkie odcinki serialu czy fragment filmu. W mojej głowie pojawia się jedno krótkie pytanie: PO CO?!

Po tym krótkim wstępie chciałam przejść do sedna, a mianowicie do sytuacji, w której osoba nazywana potocznie FANEM bądź FANKĄ podchodzi do swojego idola/idolki, by zakomunikować mu swoje zdanie na temat jego/jej twórczości. Dwudziestoparoletnia dziewczyna podchodzi do pewnej pani po koncercie z hasłem:

- Lubię pani piosenki...niektóre.




Opisana przeze mnie sytuacja miała miejsce naprawdę, a ja żałuję, że nie widziałam miny tej pani. Musiała się delikatnie zdziwić.. Pewnie nie często spotyka takie komentarze. Potraficie tak?

niedziela, 13 grudnia 2015

Zanim w góry to.. trzeba kupić buty!

W czasie, kiedy pracowałam w sklepie sportowym jednym z najczęściej zadawanych pytań zarówno przez panie, jak i panów brzmiało: Jak dobrać rozmiar butów trekkingowych? Wiecie jak to jest. Każdy mniej więcej wie, jaki ma rozmiar stopy. Kiedy jednak już trzeba kupić sobie te buty trekkingowe pojawia się kilka pytań. I całe szczęście, że się pojawiają. Pamiętajmy, że z tymi butami czeka nas kilka, a nawet kilkanaście godzin solidnej wędrówki. Odciski na stopach, podwójne zmęczenie, zniechęcenie do dalszej drogi to jedne z najczęściej wymienianych nieprzyjemnych konsekwencji źle dobranych butów. Wiem o czym mówię, bo w swoim życiu też zdarzyło mi się nosić przyciasnawe buty, które po kilkunastu godzinach naprawdę nieźle dają w dupę. Najgorsze jest wtedy to, że nie możesz ich zdjąć i zostawić! Pozostaje ugryźć się w język i mimo wszystko iść dalej.

Co możesz zrobić, żeby uniknąć noszenia źle dobranych butów?

 1. Wybierając buty trekkingowe przymierzajmy je w grubszych skarpetach - najlepiej takich, w jakich zamierzamy wybrać się na szlak. Są osoby, które przymierzają buty w cienkich skarpetkach, a w momencie, kiedy ruszają na szlak we właściwych okazuje się, że buty są za małe. Proszę państwa cudów nie ma, stopa nie rośnie z dnia na dzień.

2. Pamiętajmy, by kupować buty co najmniej pół rozmiaru większe od tego, jaki standardowo nosimy. Dlaczego? Podczas wędrówki stopa puchnie, co jest spowodowane wysiłkiem, wieloma godzinami ciągłego ruchu. Nie dziwota, że w butach robi nam się coraz mniej miejsca, a przecież nie chcemy żeby odciski popsuły nam całą zabawę. Dla osób, które już kupią sobie za małe buty w momentach tworzenia się odcisków podczas wędrówki polecam wyciągnięcie z butów wkładek. To czasami może uratować życie. (Wiem o czym mówię)

4. Wielu z nas ma jedną stopę dłuższą od drugiej. To dobrze widać podczas przymierzania. Jeden but leży lepiej, drugi nieco gorzej (jest luźniejszy albo nieco ciasnawy). Kupując buty trekkingowe zawsze kupujemy buty pod rozmiar większej stopy! Czasami słyszę jak ktoś przymierza buty i mówi "ten but się rozejdzie". Otóż nie, moi drodzy. Buty trekkingowe się nie rozejdą, a jeśli już to naprawdę minimalnie! To nie są buty do chodzenia! To są buty trekkingowe!

5. Najlepiej kupujmy buty wtedy, gdy stopy są najbardziej spuchnięte i zmęczone, czyli po południu lub wieczorem. Ta zasada odnosi się do dwóch wcześniejszych. Nogi w czasie wysiłku naprawdę puchną i w bucie robi się nieco mniej miejsca!

6. To zasada nie mająca nic wspólnego z kupowaniem. Jest ona zasadą odnoszącą się do zdrowego rozsądku. Jeśli przygotowujesz się na wyjazd w góry i kupujesz całkiem nowe buty trekkingowe to koniecznie wypróbuj je przed właściwym wyjściem. Jeśli okaże się, że są niewygodne, są za małe - zawsze możesz buty zwrócić, zamienić czy kupić jakieś inne. Po co masz się męczyć?

7. Jeśli nie masz pojęcia jak dobrać sobie takie buty, zapytaj sprzedawcę! Oni przechodzą szkolenia i z pewnością chętnie Wam pomogą! A kto pyta - nie błądzi:)


 
 
Życzę Wam udanych zakupów! :)

czwartek, 10 grudnia 2015

Supermoce.

Posiadanie supermocy byłoby całkiem fajne. Kto z nas nie marzył o tym, żeby umieć latać, znikać czy podróżować w czasie? Osobiście nigdy nie poznałam osoby, która posiadałaby choć jedną z wymienionych przeze mnie umiejętności. Czy to znaczy, że supermoce tak naprawdę nie istnieją?

Jestem wielką fanką literatury dla dzieci. Lubię spędzać czas przeglądając książki adresowane właśnie do nich. Ostatnio natknęłam się na Supermoce, autorstwa Johan Unenge. Książka pokazuje wady i zalety różnych niespotykanych umiejętności, jak również zachęca dzieci do odkrywania ich w sobie choćby w niewielkim stopniu. Najbardziej podoba mi się wskazówka odnośnie BYCIA NIEWIDZIALNYM. A mianowicie:

Wypróbuj! Usiądź na kanapie i nie odzywaj się przez cały wieczór. Po jakimś czasie twoja rodzina zapomni, że jesteś z nimi. To prawie jakbyś był niewidzialny.. 



Myślę, że rodzice chętnie pomogą swoim dzieciom w doskonaleniu tej umiejętności. Jak się okazuje - wszyscy możemy czasem stać się niewidzialni ;)

środa, 9 grudnia 2015

Czas na film.

Wolny czas najbardziej lubię spędzać na zewnątrz. Najlepiej w jakimś ładnym miejscu. Ale jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma. Zimne, ciemne wieczory nasuwają inną opcję - obejrzenie jakiegoś filmu. Ci co mnie znają wiedzą, że nie zawsze udaje mi się obejrzeć go w całości. Szczególnie, że zdarza mi się cichaczem zasnąć i obudzić np. kiedy lecą już końcowe napisy. Tak, potrafię to. W kinie też zdarzyło mi się odlecieć do krainy snów. I to nie jeden raz. Na szczęście udaje mi się jakieś obejrzeć! Po prostu siadasz, myślisz obejrzałabym film i oglądasz. Ten wpis nie ma być o fabule, bohaterach czy scenografii tego filmu a o jednym zdaniu, które dość głęboko zapada w pamięci po jego obejrzeniu :

Czasami to właśnie niepozorne osoby osiągają to, o czym inni mogą tylko pomarzyć.

Historia oparta na faktach. Film o człowieku niepozornym i upartym. Ponadprzeciętnie uzdolnionym. Gra tajemnic. Film dla wszystkich. 


poniedziałek, 7 grudnia 2015

Wspólny język.

Wiecie co jest fajne w górach? To, że nie musisz być poliglotą, żeby po nich łazić. Nie musisz znać biegle trzech języków obcych, żeby przywitać na szlaku drugiego człowieka. Wystarczy, że powiesz swoje polskie dzień dobry. Czech, Słowak, Niemiec, Norweg, Holender - każdy z nich zrozumie, o co Ci chodzi. Lubię te spotkania na szlaku. Czasem jest to tylko Dzień dobry, Cześć. A czasem się razem usiądzie i zje kanapkę, poczęstuje kogoś kawałkiem czekolady i poogląda zdjęcia na aparacie. Albo wspólnie przeczeka się deszcz pod dachem jakiejś chatki. Albo pogada o tym gdzie się było, zaglądnie wspólnie na mapkę.



Rozmowy w górach bywają szalenie ciekawe - często są to rozmowy bez słów.

niedziela, 6 grudnia 2015

Dzwonek z napisem.

Są ludzie, którzy coś sobie zbierają. Ja na przykład lubię pocztówki. Czarno-białe najbardziej. Moja prababcia zbierała znaczki pocztowe. A moja mama zbiera sobie dzwonki. Z różnych miejsc. Przeróżnych. Koniecznie z napisem. Nazwą miasta. Nazwą górskiego szczytu. Żeby wiadomo było skąd jest.

Wczoraj pojechaliśmy ekipą na jarmark do Drezna. Na miejsce przyjechaliśmy dość wcześnie, więc postanowiliśmy pójść sobie na FLOHMARKT. Dla tych, którzy nie wiedzą FLOHMARKT jest odpowiednikiem naszego targu staroci. Ludzie wystawiają tam wszystko to, czego już nie używają i można to kupić za naprawdę małe grosze. Chodziliśmy stragan po straganie, a że nikt nas nie rozumiał to mogliśmy sobie dotykać tych rzeczy i o nich rozmawiać unikając pytań w stylu W czym mogę pani pomóc? My kiedy już o coś pytaliśmy to ile to kosztuje i na tym kończyła się nasza kwestia. A niemieccy sprzedawcy raczej nie palili się by zaczynać z nami konwersację. Ale do rzeczy..

Szliśmy sobie z moim Ulubionym i zaczęłam szukać dzwonka. Skoro mają tu tyyyle rzeczy to może akurat mi się uda? Zatrzymałam się przy jednym straganie, gdzie jakieś dzwonko-podobne sobie stały. Zwykłe, białe, ceramiczne. Szukam tego takiego z napisem i mówię sobie na głos  Fajnie byłoby tu dostać taki stary dzwonek z napisem Drezno. Pan stojący za straganem uśmiechnął się i za chwilę rzuca w moją stronę:

- Takiego z napisem niestety tu nie mam.




I wiecie co sobie wtedy pomyślałam? Dobrze jest usłyszeć swój język w obcym kraju. Od razu jakoś tak człowiek lepiej się czuje :) 

czwartek, 3 grudnia 2015

W przyrodzie nic nie ginie!

Pewnego razu, kiedy razem z całą rodzinką wybraliśmy się w Tatry usłyszałam, że ktoś mnie woła. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że ktoś tam z tyłu krzyczał bardzo wyraźnie moje imię i nazwisko. Rozumiem, że świat jest mały, ale sporą część drogi nikogo za nami nie było a nie sądze, by moi znajomi rozpoznali mnie po śladach stóp. Sytuacja wydała mi się delikatnie mówiąc DZIWNA. Wszyscy na trzy cztery stanęliśmy w miejscu. Chwilę poczekaliśmy i jeden z chłopaków idących w naszą stronę podbiegł do mnie, wyciągnął coś z kieszeni i zapytał:

- Czy to nie przypadkiem twoja legitymacja?

Moja jak nic! Zdjęcie trochę stare, ale rozpoznaję! Tylko jakim cudem znalazła się w rękach tego gościa? Mój tata za chwilę wiedział już wszystko. Bo poza legitymacją nasz Nieznajomy miał jeszcze ze sobą portfel mojego taty. Tym magicznym sposobem okazało się, że tato zgubił swój portfel. Musiał wypaść mu z kieszeni czy coś. Jak się dowiedzieliśmy chwilę później nasi nowi znajomy szukali właściciela portfela ładny kawałek drogi. Chwilę jeszcze rozmawialiśmy, dziękowaliśmy i opowiadaliśmy o tym kto gdzie był, kto skąd wraca, gdzie ma auta i tym podobne.. 



W górach zachwyca nie tylko przyroda i urokliwe miejsca, ale także ludzie, których można tam spotkać.

PS. Na zdjęciu przyłapana przeze mnie na sesji zdjęciowej Młoda Para nieopodal Czerwonych Wierchów. Piękną mieli pogodę :)

środa, 2 grudnia 2015

Kiedy z nieba kapie..

Wracam w góry. Chcąc więcej zobaczyć, zaczęliśmy szukać dłuższych szlaków, bardziej krętych dróg i wtedy pogoda przestała nam przeszkadzać. Co znaczy, że nawet jak padało to szliśmy. Kiedy jedziesz kilka godzin samochodem a na miejscu okazuje się, że pada no to przecież nie będziesz zawracał! Zawracanie jest dla słabych! Chyba, że na samym szlaku okaże się, że warunki pogodowe stwarzają zagrożenie.

W tym miejscu chciałam trochę przeskoczyć i opowiedzieć o świetnym wynalazku, który od dość niedawna stał się częścią mojego plecaka. Mam tu na myśli parasolkę. Już widzę te uśmieszki pojawiające się na myśl niektórych z Was o rozłożeniu parasolki podczas deszczu w górach. Bo jak to tak chodzić z parasolką? Też się kiedyś śmiałam. Najczęściej zakładałam pelerynę czy jakieś poncho i w górę! Jednak przyszło kilka sytuacji, w których ani peleryna ani poncho nie dało rady i ktoś mądry powiedział weź parasolkę! Dla tych, którzy dalej się śmieją mogę powiedzieć, że jest to sprawdzony sposób, kiedy dość konkretnie kapie z nieba. Oczywiście nie kupujesz metrowego, długiego parasola, ale mały, poręczny parasol. 




Parasol nie zajmuje dużo miejsca. Co Ci zależy? Weź go ze sobą, kiedy będziesz ruszał na szlak!

wtorek, 1 grudnia 2015

Czas postanowień.

Dziś o postanowieniach. Zaczyna się adwent, a więc kolejny czas kiedy coś sobie postanawiamy. W głowie mamy już oczywiście listę rzeczy, które chcielibyśmy zmienić, ulepszyć no ale co wybrać? Co chciałbyś/chciałabyś zmienić najbardziej? Panie nie mają z tym problemu. Zazwyczaj chcą zmienić jedno.. SWOJĄ WAGĘ. I to nie tylko w czasie adwentu. Muszę schudnąćchyba nie ma tu pana, który przynajmniej raz nie słyszał tego od swojej kobiety. Zdecydowana większość pań, które używa tego zwrotu nie potrzebuje pozbywać się swoich kilogramów. Ale to temat rzeka.. Ostatnio odnośnie właśnie TAKICH postanowień rozmawiałam z koleżanką, która od lat kieruje się swoją złotą zasadą. A brzmi ona tak:

Jedz to, co lubisz w ilościach, na jakie masz ochotę i dużo się ruszaj!




Bardzo spodobała mi się ta zasada. Dzisiaj ja też Wam mówię: RUSZAJCIE SIĘ! Ruch to zdrowie a nasze mięśnie lubią być używane nawet jak za oknem wiatr i zimno :)





poniedziałek, 30 listopada 2015

Dobra Kawiarnia.

Ostatnie dni spędziłam w Poznaniu. Nigdy wcześniej mnie tam nie było nie licząc tych razy, kiedy jadąc nad morze z okna pociągu mija się tę wielką tabliczkę z napisem POZNAŃ. Tym razem rzeczywiście udało mi się tam BYĆ. Razem z moją kochaną koleżanką przemierzałyśmy ulice przekopanego z każdej strony Poznania, szukając tramwajów które jadą właśnie tam, gdzie chcemy. Nie będę tu opisywać miasta, jego infrastruktury, zabytków. Chcę opowiedzieć Wam o miejscu, w które zabrała mnie Ania a o którym powinni wiedzieć wszyscy, którzy przyjeżdżają do tego miasta.

Dobra Kawiarnia. Dlaczego jest taka wyjątkowa? Dobra Kawiarnia to miejsce, w którym spotkasz osoby z niepełnosprawnością intelektualną w charakterze przemiłych panów i pań kelnerek. Moje capuccino przyniósł mi Pan z zespołem Downa, co naprawdę było dla mnie przemiłą niespodzianką. Przekopując internet znalazłam informację, że w kawiarence znalazło pracę 6 uczestników terapii zajęciowej ! Cieszę się, że powstało miejsce, w którym te osoby znajdują zatrudnienie. Na rynku pracy jest im bardzo cieżko znaleźć pracę dostosowaną do ich możliwości. Założyciele na stronie kawiarenki piszą o swoich pracownikach niepełnosprawnych intelektualnie tak:

"Dla nas są specjalistami od spraw dobrych i prostych - dostrzegamy ich potencjał i czystość intencji." Nic dodać, nic ująć.

Każdy bez wyjątku powinien zajrzeć do Dobrej Kawiarni! Miejsce ma w sobie coś, czego nie da się opisać. Trzeba samemu wejść i przekonać się jak tam jest! Polecam!



Poniżej zamieszczam link, w razie gdyby ktoś chciał poczytać, znaleźć, przekonać się że to nie ściema.
http://dobra.com.pl

środa, 25 listopada 2015

Od początku..

Początki zazwyczaj bywają trudne. No bo jak przekonać kilkuletnie dzieci, że spacer w pionie jest fajny? Jest to nielada wyzwanie. Na początku każde podejście wymagało kilku przerw na odpoczynek. Tu picie, tu kanapeczka, tu jakiś batonik na zachętę. Wiecie jak to jest. Czasami jeden mały batonik magicznie sprawia, że dziecko przestaje marudzić.

Mówi się, że pierwszy wypad w góry zakończy się jedną z poniższych opcji:

1. Zajarasz się i już będziesz chodził
ALBO
2. Zniechęcisz się i już nigdy tam nie wrócisz.

Dlatego jeśli zabierasz kogoś ze sobą w góry i jest to jego pierwszy raz nie wybieraj najtrudniejszej trasy. Nawet jeśli widoki w tym miejscu są Twoim zdaniem najpiękniejsze na świecie. Możesz trafić na kogoś, kto po n-tym podejściu powie Ci idź sobie sam. ja tu zostaję. A przeciez nie o to w tym chodzi! Góry trzeba oswoić. Ale w miłej i przyjemnej atomosferze:)

Z biegiem czasu szlaki stawały się ZA łagodne i ZBYT krótkie. Każdy wyczuwał, że chciałby czegoś WIĘCEJ. Pójść DŁUŻEJ. Zmęczyć się BARDZIEJ.

Ale o tym w następnym poście :)



Dmuchawce bardzo przypominają mi tamten czas :)

wtorek, 24 listopada 2015

Bliżej nieba.

Zainspirował mnie dzisiaj post jednej z blogerek, którą obserwuję od pewnego czasu. Pisała o tym jak ciężko przenieść się ze wsi do miasta. I przypomniała mi coś, o czym od dawna już chciałam napisać. A więc do dzieła!

Jestem człowiekiem gór. Kocham góry. Te wszystkie dolinki. Pagórki. Strome podejścia. W górach się wychowałam. Od dziecka chadzam, wspinam się, łażę. Kiedy było jakieś wolne to pierwsze co przychodziło mi do głowy to..GÓRY. Kiedy przyjechałam na studia to nieco się zmieniło. A to dlatego, że zamieszkałam na RÓWNINACH. Nie, nie żartuję. Tak dla odmiany. Opole jest płaskie. Takie, że nawet jak biegniesz to za bardzo się nie zmachasz, bo nie ma pod co podbiegać. To dotknęło mnie tu najbardziej. Ta P Ł A S K O Ś Ć. I to o tym właśnie będą kolejne wpisy. O górach. O szczytach. O podróżowaniu. O dziewczynie, która kocha trapery, która kocha ludzi ale uwielbia miejsca, gdzie nie ma ich zbyt wiele. O tym jak to jest poczuć wiatr we włosach na wysokości bliskiej 3000 m. Jak to jest chodzić po śmiegu w środku lata. O niespodziewanych burzach. I o ludziach, których spotyka się na górskim szlaku. Zapraszam Was tam, gdzie jest bliżej nieba. No to w góry! 




Pozdrawiam wszystkich tych, których miałam zaszczyt tam poznać i razem z nimi przebywać. 

Pojawiające się na wpisach zdjęcia w większości będą autorstwa mojego brata :)

poniedziałek, 23 listopada 2015

Żółwik.

Nikt nie lubi operacji. Operacja. Operować. Sala operacyjna. Jakoś tak niemiło się kojarzy. Ktoś Cię usypia, zasypiasz i nie wiesz co się dzieje.

Dzisiaj w szpitalu poznałam chłopca, który zanim lekarz podał mu lek na sen spojrzał na niego i powiedział:
- Siemasz. Dasz mi żółwika? - no i wyciągnął piąstkę w jego kierunku.

Pan Doktor w odpowiedzi uśmiechnął się i dał mu żółwika. To był jego pierwszy żółwik na sali operacyjnej :)

Warto dodać, że chłopiec o którym mowa ma 3-4 lata ;)

niedziela, 22 listopada 2015

Jesteś mały.

Na jednym z blogów znalazłam wpis o tym jakich pytań NIE NALEŻY zadawać niskim ludziom. Pytania typu czy tam na dole jest takie samo ciśnienie jak u nas u góry?, gdzie kupujesz ubrania? to moje dwa ulubione z tych zamieszczonych w poście. Ładnie się uśmiałam, bo sama jestem 160 cm w kapeluszu, ale powiem Wam, że nikt mi jeszcze takich nie zadał. Oczywiście od kiedy pamiętam znajomi z uśmiechem podchodzą do mojej wysokości, ale o to nigdy nie zapytali.

Przypomniałam sobie jak razem z kolegą porównywaliśmy rozmiar naszych butów. Jego 45 czy 46 w porównaniu z moim 36 rzeczywiście robi wrażenie. Określenie jakie wtedy padło z jego ust jako komentarz pamiętam dość dobrze do teraz:
- Ty w moim bucie mogłabyś zamieszkać.



Witaj w małym świecie :)

sobota, 21 listopada 2015

Pod gwiazdą.

Pozostając w klimacie seriali. Kolejne hasełko. Zasłyszane daaawno temu. Dziwnym trafem przypomniało się dziś. Może też masz tak, jak ta blondyna, która powiedziała:
- Urodziłam się pod szczęśliwą gwiazdą. Tylko ta gwiazda jeszcze o tym nie wie.




:)

piątek, 20 listopada 2015

Polskie seriale.

Pierwsza miłość. Oglądacie? Ja zazwyczaj nie mam okazji. Pięć lat studiów = pięć lat bez telewizora. No ale jak tylko wracam do domu to jedną z moich atrakcji jest właśnie obejrzenie czegoś. CZEGOKOLWIEK! No i dzisiaj jak oglądałam sobie Pierwszą miłość zainspirowała mnie jedna z wypowiedzi. Rozmawia dwóch kolegów. Jeden właśnie wprowadził się do drugiego. Obojgu coś ostatnio się w życiu nie układa. Pojawia się wypowiedź:
- Chcesz to się wyprowadź. Też nie chciałbym z sobą mieszkać. Ale muszę.




Przyjaźń to piękna rzecz.

środa, 18 listopada 2015

Żonglowanie jest..dla każdego.

W cyrku. Sama byłam tam jeden jedyny raz. Co pamiętam? Niewiele. Miałam wtedy 5-6 lat, więc nie wymagajcie ode mnie zbyt wiele. Wiem tylko, ci wszyscy ludzie tam byli dla mnie magiczni. Sztuczki, żonglowanie, akrobatyka.. Byłam absolutnie przekonana, że to wszystko jest dla mnie nieosiągalne. Że nigdy się tego nie nauczę. No bo niby jak? I kto miałby mnie tego nauczyć? Minęło kilkanaście lat..

...i okazało się, że nie tylko pan w kolorowym przebranku potrafi żonglować, że na szczudłach może chodzić KAŻDY, że sztuczek magicznych można się nauczyć. Ale o żonglowaniu miało tutaj być..

Kiedy pierwszy raz trzymałam w ręku trzy kolorowe piłeczki a facet w dredach powiedział zaczynamy naukę żonglowania od razu pomyślałam sobie, że to nie dla mnie. Fajnie byłoby umieć zapanować nad tymi trzema wrednymi kulkami, no ale pewnie nie wszyscy mogą to zrobić, prawda?Od razu wymyśliłam kilka rzeczy, które są absolutnie niezbędne do tego żeby się tego nauczyć i założyłam z całym przekonaniem, że ja ich nie posiadam. Podrzucałam je do góry, one spadały. No i tak sto dwadzieścia razy. Rozglądałam się wokół i inni mieli całkiem podobnie. Ale za każdym razem schylali się, podnosili piłeczki i znów próbowali je podrzucać. Taka zabawa, nie? W końcu jeden z mniej rozbawionych całą zabawą podszedł do prowadzącego i zapytał:

- Czy każdy może się tego nauczyć?
Nasz dredowy kolega uśmiechnął się i odpowiedział:
- Każdy, kto ma dwie sprawne ręce jest w stanie się tego nauczyć.

No więc nauczyliśmy się. Jedli lepiej, drudzy gorzej. Ja ciągle kaleczę ten sport. Ale najważniejsze to nie poddawać się i za sto dwudziestym razem znów schylić się po tę wredną kulkę. Żonglowania uczy się dzisiaj na lekcjach w-fu. Polecam lekturę badań, które pokazują jak świetny wpływ ma ono na różne funkcje poznawcze. Pd początku lat 80. dwudziestego wieku uczą się go menadżerowie i pracownicy firm w ramach seminariów i warsztatów poświęconych rozwojowi osobistemu, zarządzenia czasem czy realizacji projektów. 





wtorek, 17 listopada 2015

Po co się komunikujemy?

Coś o komunikacji między kobietą a mężczyzną. To temat wielu książek i felietonów w pismach dla pań. Dlaczego? Bo jest ciekawy. Dla mnie również. Więc o różnicach. Od początku. My kobiety oczekujemy, że mężczyzna się domyśli. Z doświadczenia wiemy, że się nie domyśli a jednak i tak tego od niego oczekujemy. Kobieta zapyta o to jak minął jej dzień opisze szczegółowo WSZYSTKO - co robiła, jaka była pogoda, kogo w tym czasie spotkała, jak był ubrany, jakie towarzyszyły jej emocje.. (no czy nie macie tak?). Mężczyzna zapytany o to samo zazwyczaj odpowie dobrze. No bo o czym tu gadać?

O. Adam Szustak, którego uwielbiam słuchać w jednej ze swoich ostatnich konferencji ujmuje to następująco:


- Kobieta mówi, bo..MUSI. (i tutaj nie obrażajmy się drogie panie, bo wszystkie wiemy o co chodzi)
- Mężczyzna mówi bo..ma do przekazania informację. Jeśli nie ma do przekazania informacji to nie mówi.



Warto nauczyć się tego w jaki sposób i dlaczego komunikuje się każde z nas. Wtedy jest nam łatwiej szukać wspólnego języka. Powyższe wyjaśnienie jest żartobliwe, ale obrazowe. Jest oczywiście grono panów, którzy opiszą nam swój dzień z najmniejszymi szczegółami i panie, które nie są zbyt wylewne. Najczęściej jednak spotykam się z tym, o czym mowa powyżej. Dobrze mieć to z tyłu głowy kiedy po raz kolejny chcesz powiedzieć swojemu mężczyźnie No powiedz coś!

wtorek, 10 listopada 2015

Całus w szybę.

Czy jest tu ktoś, kto lubi reklamy? Nie telewizyjne. Te takie na bilbordach, blokach mieszkalnych, przystankach autobusowych. Lubicie? One są wszędzie! Jedziesz sobie samochodem, jeszcze dobrze nie zapiąłeś pasów a tu już uśmiecha się do Ciebie ktoś z bilbordu. Oczywiście wszyscy są tam idealni. Gospodyni domowa macha do nas w makijażu, wszystkie panie mają idealną figurę a panowie sześciopak zamiast brzucha.

Czekając dziś na przystanku autobusowym zza jego szyby uśmiechały się do mnie trzy panie. Każda z nich miała idealną figurę, nieskazitelną cerę. Reklamowały sylwestrowe kreakcje jednej z sieciówek. Jak się później okazało panie uśmiechały się nie tylko do mnie. Przedszkolaki, które czekały na przystanku razem ze mną też zauważyli reklamę. Kilku chłopców przyglądało się im z bliska.

- Ta pani jest ładna. Pocałuję ją - jak powiedział tak zrobił.
- Mi się bardziej podoba ta pani. Popatrz jaką ma piękną sukienkę. Też ją pocałuję - rzeczywiście kolejna pani dostała buziaka.



Nie liczyłam ilu z nich pocałowało panie z plakatu, ale myślę że panie powinny się czuć wyróżnione. 

poniedziałek, 9 listopada 2015

Z osiedla.

Nigdy nie mieszkałam na osiedlu. W domu mieszkam w domu. Wiecie o co mi chodzi. Dopiero na studiach zamieszkałam w bloku. No i jak się mieszka? Bardzo dobrze poza tym, że:

1. Sąsiadów raczej nie znam. Kłaniamy się sobie na "dzień dobry", ale to by było na tyle. 
2. Śmieci lądują we wspólnym śmietniku. Okazuje się, że znalezienie go może być sprawą kluczową.

Zdarza się tak, że na osiedlach każda ulica ma przyporządkowany sobie wielgachny kosz na śmieci. I niech ulica X nie próbuje wrzucać swoich śmieci do kosza ulicy Y ! To nie jest mile widziane. Nie wierzycie?

Wyrzucając śmieci do tego właśnie wspólnego kosza za każdym razem spotykało mnie badawcze spojrzenie ludzi przechodzących tuż obok. O co im chodzi? Może nieposegregowane? No wiecie jak to jest. Czasami dziwnym trafem plastikowa butelka trafi do szkła, no ale żeby od razu robić z tego aferę? Stwierdziłam, że nie do końca chcę tę sytuację analizować, może po prostu mi się wydaje.

No to pewnego dnia wracam sobie z tego śmietnika, kieruję się do mojej klatki a tu nagle zaczepia mnie moja ulubiona sąsiadka z bloku obok. 
- Kochaniutka, z gdzie ty tak daleko poszłaś z tym workiem?
Myślę sobie Widzę że wyrzucanie śmieci to tutaj sprawa publiczna i nie można ich spokojnie wyrzucić. Nie mam nic do ukrycia, więc mówię jej gdzie byłam. 

Na co ona:
- To nie jest nasz śmietnik! Nasz jest tam kochana. A oni (tu pokazała palcem w stronę, z której wracałam) będą mordy drzeć jak tam będziesz chodzić te śmierci wyrzucać!



Zasada 1 - pamiętaj, żeby wyrzucając śmieci nie pomylić kosza..

sobota, 7 listopada 2015

Pachnie mi.

Co przywozisz z podróży? Przywozimy różne rzeczy, żeby pamiętać. Bo jak to tak wrócić bez pamiątki? Więc zwozimy. Pocztówki. Dzwoneczki. Standardzik! No a ja przywożę sobie zapachy. Przeróżne. Niestety nie da się ich nigdzie schować. Nie można ich też wywołać - jak zdjęcia, żeby ktoś inny je sobie obejrzał. One przyjeżdzają w mojej głowie. I tam zostają. Do następnego razu. Znasz to? A może nie wierzysz, że tak jest?

Kiedyś zauważyłam, że każde miejsce ma swój zapach. I nie chodzi tu o to, że dzielę je na te, gdzie pachnie i na te, gdzie śmierdzi. Zupełnie nie o to chodzi. Po prostu przyjeżdżam gdzieś, wysiadam z auta czy pociągu i czuję. Czuję, że kolejne miejsce pachnie tak bardzo po swojemu. Tak jak nigdzie indziej. Opole pachnie tak, jak żadne inne miasto. Kiedy wracam do domu - czuję, że to dom. Mogłabym wejść z zamkniętymi oczami i wiedziałabym. Nowe miejsca dzielą się ze mną swoim zapachem. Takim, którego nigdy wcześniej nie miałam okazji poznać. To tak jak każdy człowiek pachnie sobą. Nikt inny nie pachnie tak, jak on. Bo wszyscy mamy swój jedyny niepowtarzalny zapach. I nie mówię tu o perfumach, które używamy a o zapachu naszego ciała. Jest nasz. Mój. I twój.


Siedzę sobie teraz w moim kochanym pokoiku i wiecie co? Pachnie mi :)

czwartek, 5 listopada 2015

Od dziś mów mi.. CIOCIA!

Dzisiaj w nocy dołączyłam do grona dumnych CIOĆ, bo w naszej rodzince pojawił się mały mężczyzna! On jeszcze nie wie, jak wszyscy cieszą się z jego męskiej decyzji o przyjściu na świat, ale wkrótce się dowie. Może być tego pewien. (Nawiasem mówiąc musi zbierać siły na te wszystkie całusy i uściski, które go czekają.)

Zawsze jest tak, że duma rozpiera wszystkich wkoło z dwóch powodów:
po 1. Pojawia się nowy członek rodziny.
po 2. Każdy bez wyjątku staje się kimś nowym - bo pojawia się ktoś, dla kogo od teraz jesteśmy ciocią, wujkiem, mamą, tatą, dziadkiem, babcią... Dostajemy nowe role do spełnienia i jesteśmy kimś nowym także dla samych siebie.



Generalnie kończąc już ten post brawa dla dzielnej Mamy i do zobaczenia w domu Maluszku :)

środa, 4 listopada 2015

Bitwa na głosy.

W nocy. Śpię przy otwartym oknie. Dla równowagi kaloryfery odkręcone na 5, kołdra zakrywa wszystko z wyjątkiem oczu. Podobno zasypiam tak od dziecka. Niewiele rzeczy jest w stanie mnie obudzić. Są i tacy, co twierdzą, że takie nie istnieją. No a dzisiaj obudziła mnie "mała" awanturka na zewnątrz. Najpierw usłyszałam warkot silnika. Jakiś samochód podjechał pod blok. Wysiadła z niego kobieta. Młoda. Silnik pozostał włączony. W samochodzie siedział jakiś mężczyzna. I zaczęło się. Ona się drze na niego. On coś jest odkrzykuje. Niewyraźnie bo niewyraźnie, ale słyszę. No i tak się kręci ta milusińska pogawędka. Nie zaobserwowałam momentu, w którym pojawiło się jakieś rozwiązanie. W końcu samochód odjechał z piskiem opon. .

Dziś rano przypomniał mi się Ben Franklin, który powiedział:
"Wściekłość nigdy nie ogarnia nas bez powodu, ale rzadko jest to dobry powód."

Kłótnie są potrzebne. Jak najbardziej! Nie wiem dokładnie o co poszło dziś w nocy tym dwojgu. Myślę, że w połowie całej imprezki zgubili powód dla którego zaczęli się kłócić. Znaleźli za to kilka kolejnych. Nocną "Bitwę na głosy" wygrywa.. Cóż, werdykt nie jest jednoznaczyny. Ogłaszam remis !




Niektórzy twierdzą, że od niepotrzebnego spinania robi się cellulit. Warto zatem przemyśleć sprawę ;) 

wtorek, 3 listopada 2015

Ile trwa ZARAZ?

Sytuacja jakich wiele. Wyobraźmy sobie, że mama woła z pokoju obok "wynieś śmieci". Jak znam życie większość z nas "odkrzyknie" wtedy "zaaaaraz!" No ale ile trwa to słynne ZARAZ?


Weźmy inny przykład. Masz do zrobienia ważny projekt. Niby wiesz jak zacząć, przygotowałeś sobie wstępny plan. Mógłbyś zacząć, ale nie robisz tego, bo.. świadomość czasu, jakiego potrzebujesz na realizację go sprawia, że trochę Ci się odechciewa. Wolisz odłożyć to na później. Przecież jeszcze masz czas, prawda? 

Takich przykładów możnaby podawać w nieskończoność. Sama też czasem z szerokim uśmiechem odpowiadam komuś "później". Tylko, że czasem to później nie nadchodzi. .

Miłosz Brzeziński w swojej książce pisze tak:

"Odkładanie na później jest największym wampirem energetycznym w planowaniu. Cały dzień myśli się o tym, co trzeba będzie zrobić później"

 Na pewno zauważyliście tę dziwną właściwość. Niby odkładamy coś na potem, ale w głowie ciągle gdzieś czai się myśl, że trzeba to zrobić. 




No więc może zamiast o tym myśleć lepiej wziąć się do roboty!?

sobota, 31 października 2015

Mały instruktor.

Kiedy byliśmy mali rodzice chcieli nauczyć nas wielu rzeczy. Szczególnie cieszą się wtedy tatusiowie, bo w końcu można zabrać malucha na rower, na rolki, na narty. Fajnie jest podzielić się tym co umiesz ze swoim dzieckiem. Zdarza się jednak, że role się odmieniają..

Kilka dni temu, idąc na spacer spotkałam mamę i kilkuletniego chłopca. Nauka jazdy na rolkach? Oboje mieli rolki. Ochraniacze w każdym możliwym miejscu. Oboje w kaskach. Na początku wydawało mi się, że to mama UCZY swojego synka jazdy na rolkach. Za chwilę jednak słyszę:

- Mamo, nie poddawaj się. Musisz próbować dalej. Każdy na początku się uczył - powiedział syn.





Dzieci wiedzą co to motywacja :)

czwartek, 29 października 2015

Kim jest mama?

Dzisiaj na fejsie wyświetlił mi się znaleziony przez inna blogerkę tekst. Bardzo mi się spodobał, a że jest długi to zamieszczę tylko jego fragment. Oto i on:

"Ktoś zapytał dziecko: "Kim jest Twoja mama?". A ono odpowiedziało: "Mama jest, to pani, która ma w torbie chusteczkę z moimi smarkami, paczkę chusteczek, smoczek i pieluchy na zapas. Mama jest tak szybka, jak rakieta, wraca do domu jak strzała i jest jej wszędzie pełno.Mama jest jak żongler, który nastawia pranie, otwiera drzwi kotu z drugiej strony, trzyma listy pod brodą i odpycha mnie od śmieci nogą (...) Mama jest najsilniejsza, jest w stanie podnieść w jednej ręce moje 15 kilogramów, podczas gdy z drugiej strony, popycha wózek z zakupami.Mama jest mistrzem w lekkiej atletyce, jest w stanie przybiec w ciągu sekundy od zera do sześćdziesięciu, aby zapobiec mojemu spadkowi w dół po schodach (...) Mama jest panią z włosami o dwóch kolorach, która mówi, że kiedy będzie miała trochę czasu,to pójdzie do fryzjera (...) Mama to klaun, który mnie rozśmiesza po prostu zmieniając twarz."

Dla autora tekstu wielkie brawa! No i dobrego dnia wszystkim MAMOM :)



środa, 28 października 2015

Obiecaj.

Szpital. Izba przyjęć. Na łóżku szpitalnym leży starszy pan. Gotowy do transportu. Ratownicy zaraz zabiorą go do karetki. Ma pojechać na dodatkowe badania. Obok jego żona. Panowie ratownicy coś tam jeszcze podpisują. Oni na środku korytarza.

- Nie zostawiaj mnie, proszę - zaczyna On.
- Nie bój się. Jestem tu z tobą. Nie zostawię cię - mówi Ona.
- Obiecaj mi! - podniesionym tonem krzyczy On i podnosi się tak, jakby zaraz miał wypaść z łóżka.

Ona pomaga mu ponownie się położyć, łapie go za rękę i odpowiada szeptem:
- Obiecuję kochany.





Całe życie trzymać kogoś za rękę. Lubię.



środa, 21 października 2015

Siódemka.

Ci, którzy mnie znają wiedzą, że od roku w gabinecie pojawiam się dosyć regularnie.  Zaczęło się od niepozornej piątki, która postanowiła się ze mną pożegnać i złamać pewnego pięknego dnia rok temu. No a teraz cała szczęka poszła w obrót. Leczenie. Wypełnianie kanałów. Wybielanie.

Ostatnia wizyta. W radiu słyszę znaną chyba wszystkim piosenkę Stay with me. Myślę, że nie zwróciłabym na nią specjalnej uwagi, gdyby nie fakt, że pan doktor rozpoczął wiercenie siódemki, od:
- To jest piosenka do tego zęba! Zostań z nami i nie wypadaj.. :)




Uwielbiam poczucie humoru pana doktora i pozdrawiam serdecznie  :)

poniedziałek, 19 października 2015

Do mnie mówisz?

Kilka dni temu odwiedziła mnie koleżanka, która jakis czas temu wyjechała do pracy za granicę. Jestem pewna, że wielu z Was ma takich znajomych. Wyjeżdżają z różnych powodów.
- Bo nie chcą brać kredytu na mieszkanie.
- Bo chcą odłożyć na studia.
- Bo nie wiedzą co dalej z sobą zrobić a najniższa krajowa ich nie satysfakcjonuje.

No to jadą!  Ale nie o powodach, dla których ludzie emigrują miał być ten post.

Kojarzycie napisy w stylu Osobom nietrzeźwym alkoholu nie sprzedajemy, Palenie szkodzi zdrowiu.. i tak dalej? Znamy je z supermarketów, z monopolowych. Wszędzie, gdzie alkohol i tytoń są sprzedawane należy się ich spodziewać. Zamiast tego typu napisów moja koleżanka natknęła się za granicą na karteczkę z dość nietypowym napisem.. Na ladzie, tuż obok terminalu, w widocznym miejscu nalepiona była karteczką z komunikatem:

POLAKU! NIE KRADNIJ! 

Obcokrajowcy czują się jak widać zobowiązani zakomunikować naszym rodakom, że kradzież nie jest tam mile widziana. Dodać należy, że podobnych komunikatów nie kieruje się do żadnej innej narodowości..

Robi się ciekawie..


poniedziałek, 5 października 2015

Piegi.

W sklepie. Mała dziewczynka stoi tuż przed kasą ze swoją mamą. Głową ledwo dosięga lady. Piegowata buzia ciągle się śmieje. Po chwilę patrzy na sprzedawczynię. Kiedy ona wydaje resztę, dziewczynka mówi do swojej mamy:
- Mamo, tą panią też pocałowało słoneczko i ma całuski na sobie.

Mama uśmiecha się do pani na kasie, po czym odpowiada swojej córeczce:
- Tak, ta pani też ma piegi. Ją też słoneczko kocha.

Niektórych słoneczko kocha tak bardzo, że zostawia po sobie wesołe ślady. Dobrego dnia :)


czwartek, 17 września 2015

Dzień Matki.

Lekarz ustalił datę cesarskiego cięcia na 26. maja. Nie bała się. Wiedziała, że wszystko się uda. Kiedy dostała znieczulenie lekarz zagadywał o to, o tamto i już chwilę później zobaczyła Małą.
- Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Matki, MAMO - usłyszała od lekarza.




I od tego momentu nie odstępuje Małej na krok.

środa, 16 września 2015

Rocznica ślubu.

Przy wspólnym stole, w dzień rocznicy. W domu. Z dziećmi. Ona i on. Popijają jakieś winko. Rozmawiają.

- Mamo, tato opowiedzcie nam jakąś śmieszną historyjkę ze swojego ślubu ! - wtrąca w końcu synek.

Śmieszna historyjka? Hmm. Trzeba się chwilę zastanowić. W końcu było to kilka ładnych lat temu..

- Mam! To jest takie trochę śmieszne - zaczyna Ona. - Kiedy ksiądz powiedział możesz pocałować pannę młodą to ani ja ani wasz ojciec tego nie usłyszeliśmy. On czekał a my staliśmy wpatrzeni w niego jak ciele w malowane wrota i tylko się uśmiechaliśmy. Taki trochę wstyd, nie?



Można? Można.

czwartek, 10 września 2015

Encyklopedia.

Mąż z żoną. Rozmawiają. On chce się czegoś dowiedzieć. Nie czarujmy się - nie istnieje lepsze źródło informacji niż kobieta. W tym wypadku jednak odpowiedź na pytanie zaczynające się od Wiesz czy.. brzmiała dość nieoczekiwanie, bo:
- Nie wiem. Skąd ja mam to wszystko wiedzieć?

On patrzy na swoją żonę z niedowierzaniem i mówi:
- No jak to.. Przecież ty wszystko wiesz.




Może się zdarzyć, że nie ma czegoś w internecie. Ale jak już kobieta nie wie to się ponowie dziwią ;)

środa, 9 września 2015

Ciucholand.

Second-hand. Szmateks. Ciucholand. Zwał jak zwał. Ważne, że tanio. I można znaleźć całkiem fajne rzeczy. W liceum często się tam chodziło. Bo było blisko. To takie fajne miejsce, gdzie można znaleźć absolutnie WSZYSTKO. Ogrodniczki. Kurtki. Spodnie. Piżamę. Kapelusz. Torebkę. Bluzki. Bluzę. Płaszcz. Co tylko chcesz. No więc wczoraj weszłam tam, żeby kupić bratu robocze gacie. No bo niby gdzie takich szukać? Właśnie tam. Przeszukałam całą masę długich spodni. Czarne. Brązowe. Jasne. Ciemne. KAŻDE. W końcu wybrałam jedne. Pani zważyła je na wadze i wyszło jej 9,62zł. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że w moim portfelu znalazłam tylko 9.32zł. Taki trochę wstyd, nie?

- Ja pani pożyczę, tak na zawsze - powiedziała pani za mną i wyciągnęła ze swojego portfela 30 groszy.

- Dziękuję - odpowiedziałam lekko zdezorientowana.

- Nie ma za co. To przecież tylko 30 groszy - dodała z uśmiechem i wyszła ze sklepu.



Ludzie są naprawdę ciekawi :)

wtorek, 8 września 2015

Mecz i kobieta.

A oto sytuacja, za którą panowie nie lubią nas - kobiet najbardziej. Dwie drużyny. Dwa różne kolory koszulek. W tym przypadku BIAŁE I CZERWONE. Na koszulkach nazwiska piłkarzy. Z numerkami. Zacięta walka na boisku. Piłka podawana z nogi do nogi. Bramka coraz bliżej. Kibice wstają z miejsc. Podnoszą do góry kolorowe szaliki. GOOOOOOL! Jest gol! Jest radość! Na boisku. I przed telewizorami. I łaśnie w takim momencie jedna z pań pyta:
- Którzy to nasi?

I wtedy każdy z panów łapie się za głowę.. 




Drogie panie! Pamiętajcie, że piłka jest jedna a bramki są dwie. A kiedy nie wiecie kto strzelił wystarczy spojrzeć na punktację :)

poniedziałek, 7 września 2015

Zapłodnienie.

Kiedy dziecko zaczyna interesować się tym tematem oboje rodziców dyskretnie zbliża się do drzwi i planuje tak zwane angielskie wyjście. Lekko jednak nie jest, bo  temat ten wielokrotnie jeszcze potem wraca. Mamo skąd ja się wziąłem? Czy w twoim brzuszku było mi ciepło? 

Jeden z odcinków Było sobie życie pokazuje jak to tatuś daje swój plemniczek mamusi i powstaje dzidziuś. Wydawałoby się, że takie wytłumaczenie chwilowo dziecku wystarczy. No bo o co tu jeszcze można zapytać? Niektóre dzieci idą jednak o krok dalej..

Parę ładnych lat temu jeden z chłopców, który do tej pory wychowywał się jako jedynak przyszedł do kuchni, do swojej mamy i powiedział:
- Mamusiu, ja dam ci tego plemniczka skoro tata nie chce i będziemy mieć dzidziusia. Bardzo chciałbym mieć braciszka.



Dzieci znają niestandardowe rozwiązania :)


niedziela, 6 września 2015

Poznajmy się.

Ludzi poznaje się na milion różnych sposobów. Jeden z nich poniżej. A było to tak..

                                       - Joanna.
                                       - A jo Andrzej.

Nic dodać, nic ująć.



Nie wierzycie?


czwartek, 27 sierpnia 2015

Obietnica.

Dzieci to moi ulubieni bohaterowie.
  • Nie wiedzą, że nie wypada. 
  • Że są takie rzeczy, których nie krzyczy się na cały głos. 

Rodzinka. Górski szlak. Mnóstwo ludzi. Dziewczynka wybiegła na kilka metrów przed nich i krzyknęła:

- Obiecuję, że jak tylko przyjdziemy do domu to zrobię kupę!



I to się nazywa obietnica! Uśmiech proszę :)

środa, 26 sierpnia 2015

Na koszulce.

Dużą popularnością cieszą się koszulki z nadrukiem. Są pomysłowe. Ciekawe. Po polsku. Po angielsku. Przyznam, że sama jestem ich fanką. W swojej szafie mam takich kilka i bardzo je lubię. Nawet producenci ubranek dla najmłodszych zaczęli wykorzystywać napisy, by podkręcić sprzedaż maleńkich ciuszków. Mój tata jest the bestNo thanks. Mam być miła czy szczera? Nienawidzę poniedziałków. Kilka dni temu zostałam jednak lekko zniechęcona do noszenia takich koszulek. Ale od początku..

Do autobusu, którym jechałam wsiadła sobie pewna dziewczyna. Jej widok nie zdziwiłby nikogo gdyby nie koszulka, którą miała wtedy na sobie.

Zanim zamieszczę zdjęcie tej koszulki, bo udało mi się ją znaleźć w intenecie to trochę o tej dziewczynie..

Mogła mieć około 13 lat, dziewczyna nieco większych rozmiarów. Nie wydawała się być osobą, która lubi zwracać na siebie uwagę. Napis jednak zrobił swoje - przyciągnął wzrok wszystkich jadących wtedy autobusem. Podobną do tej, którą widziałam koszulkę wklejam poniżej (ta, którą widziałam na żywo była granatowa z czarnym nadrukiem).


Kiedy przeczytałam ten napis myślałam, że pogorszył mi się wzrok. I to znacznie. Babcie, które wpatrywały się w ten napis razem ze mną chyba też pomyślały, że przyda im się wizyta u okulisty. 

Kolor koszulki był calkiem ładny, ale dla samego koloru na pewno nie zaryzykowałabym jej noszenia. 


wtorek, 25 sierpnia 2015

Chamstwo?

Każdy wybiera się czasem na "większe" zakupy. Owoce. Warzywa. Pieczywo. Trzeba kupić to. I jeszcze tamto. Tym sposobem wózek w pewnym momencie jest już tak pełny, że zaczynasz zastanawiać się, czy masz bagażnik, który to wszystko pomieści. Dziś trochę o zakupach albo raczej o tym jakie niebezpieczeństwa czyhają na nas podczas ich robienia. Gwoździem dzisiejszego dnia okazała się kapusta pekińska. Ale od początku..

Dzisiaj rano weszłam sobie do jednego z supermarketów. Jego nazwa nie jest w tym momencie istotna. Ważne jest to, co wydarzyło się chwilę później. Mama chciała, żebym kupiła na obiad kapustę pekińską. Dłuższą chwilę zajęło mi znalezienie jej. Od razu potem włożyłam ją do swojego koszyka. Korzystając z okazji postanowiłam kupić jeszcze nektarynki, kilka marchewek.. Dosłownie na sekundę spuściłam z oka mój koszyk. Nie zgadniecie co się stało.. Kiedy wróciłam z naklejonymi na produkty cenówkami kapusty nie było już w koszyku.. Czary? Nie! Po prostu jakaś Miła Pani korzystając z okazji wyciągnęła sobie MOJĄ kapustę i przełożyła do SWOJEGO koszyka.

Skwituję całą sytuację zdaniem jednej pani sprzedawczyni, której opowiedziałam o tej dziwnej dla mnie sytuacji: "No kur*a chamstwo!"


Miłej Pani życzę smacznego.

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Podsłuchane.

Wycieczka do ZOO podczas weekendu wiąże się z kilkoma utrudnieniami:
1. Miliardy ludzi.
2. Kikunastometrowe kolejki do kas (których na przykład jest sześć).
3. Nieuniknione jest również to, że niektórzy gubią się w tłumie. 

I na podpunkcie nr 3. się zatrzymam.

Kiedy ostatnio byliśmy z moim Ulubionym w ZOO tuż za nami babcia i jej wnuk zgubili po drodze dziadka. Wydawałoby się, że w dobie telefonów komórkowych takie sytuacje bardzo szybko się rozwiązują.. Czyżby? Nawiązanie jakiegokolwiek połączenia graniczyło z cudem. Hałas przypominał trochę ten taki przed koncertem, w kolejce po bilety. Wysyłanie smsów też nie dawało zamierzonych efektów. Wnuczek spojrzał na babcię pytającym wzrokiem, na co ona zrezygnowana odpowiedziała tylko tyle:
- Wiesz kochanie, ten twój dziadek to momentami naprawdę nadaje się do szkoły specjalnej.



Nie wiem co na to wnuczek, ale mógł nie zrozumieć dlaczego babcia chce wysłać dziadka do innej szkoły. 

wtorek, 18 sierpnia 2015

Back to school!

Kolejny rok szkolny przed nami. Centra handlowe zamieniają się w wielkie hurtownie papiernicze i rozpoczyna się coroczne szaleństwo zakupów. W centralnych alejkach znajdziemy kosze pełne zeszytów, teczek, ołówków, długopisów, mazaków, kredek i innych rzeczy, które najprawdopodobniej będziemy musieli kupić.

Niektóre supermarkety przygotowały dla dzieci dodatkowo wydzielone miejsca z kolorowankami, gdzie dzieci mogą usiąść i wspólnie porysować. Jedno z takich miejsc miałam okazję ostatnio obserwować. Co zobaczyłam?

Tata jednej z dziewczynek, znajdujących się w strefie "kolorowanek" obserwował ją. Co chwilę rzucał w jej stronę hasła w stylu świetnie ci idzie!, ale ślicznie pomalowałaś ten obrazek! Istotny będzie tu fakt o którym zapomniałam, a który dodać należy a mianowicie to, że dziewczynka malowała farbami. Podczas gdy jej tata chwalił ją i spoglądał w jej stronę, ona siedziała sobie grzecznie na małym kolorowym krzesełku. Kiedy wstała z miejsca skończyło się chwalenie, a zaczął jeden wielki krzyk:
- Jak ty wyglądasz?! Co zrobiłaś ze swoją sukienką?! Miałaś malować kartkę, nie swoje ubranie! Idziemy!

I wtedy cała frajda płynąca z malowania poszła się paść! Dziewczynka nie do końca chyba wiedząc co powinna zrobić zaczęła płakać. Nie ma co się dziwić. Na jej miejscu zrobiłabym to samo. 


UWAGA! Kiedy dajesz dziecku do ręki pędzel, ołówek, mazak czy jakąkolwiek z tych rzeczy bądź przygotowany na to, że może się nimi upaćkać. Dziecko świetnie się wtedy bawi, a Ty? Może zamiast krzyczeć powinieneś też wziąć do ręki pędzel i nieco wyluzować. 

Wierzcie mi - brudzenie nie jest wyłącznie domeną dzieci :)

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Nasz klient - nasz pan?

Zdarzają się dni, w których mamy wrażenie, że sprzedawca sobie z nas żartuje. Wyobraźmy sobie sytuację, w której zwracasz się po pomoc do sprzedawcy a on odpowiada Ci w taki sposób, że żałujesz, że zapytałeś. Słysząc po raz N-ty jedno i to samo pytanie czasem zdarza im się zażartować z tych pytań. Chciałabym byście spojrzeli na poniższy dialog z perspektywy sprzedawcy. 

Dodam, że zdanie-prośbę (jak poniżej) klienci formułują najczęściej.. 

- Szukam spodni - zaczyna klient, próbując złapać kontakt wzrokowy ze sprzedawcą, który właśnie znajduje się najbliżej niego.

Na co sprzedawca odpowiada:
- I jak panu idzie? 



Ten dialog to jedna z perełek, jedna z moich ulubionych. Co o nim myślicie?