Today.

Today.

poniedziałek, 30 listopada 2015

Dobra Kawiarnia.

Ostatnie dni spędziłam w Poznaniu. Nigdy wcześniej mnie tam nie było nie licząc tych razy, kiedy jadąc nad morze z okna pociągu mija się tę wielką tabliczkę z napisem POZNAŃ. Tym razem rzeczywiście udało mi się tam BYĆ. Razem z moją kochaną koleżanką przemierzałyśmy ulice przekopanego z każdej strony Poznania, szukając tramwajów które jadą właśnie tam, gdzie chcemy. Nie będę tu opisywać miasta, jego infrastruktury, zabytków. Chcę opowiedzieć Wam o miejscu, w które zabrała mnie Ania a o którym powinni wiedzieć wszyscy, którzy przyjeżdżają do tego miasta.

Dobra Kawiarnia. Dlaczego jest taka wyjątkowa? Dobra Kawiarnia to miejsce, w którym spotkasz osoby z niepełnosprawnością intelektualną w charakterze przemiłych panów i pań kelnerek. Moje capuccino przyniósł mi Pan z zespołem Downa, co naprawdę było dla mnie przemiłą niespodzianką. Przekopując internet znalazłam informację, że w kawiarence znalazło pracę 6 uczestników terapii zajęciowej ! Cieszę się, że powstało miejsce, w którym te osoby znajdują zatrudnienie. Na rynku pracy jest im bardzo cieżko znaleźć pracę dostosowaną do ich możliwości. Założyciele na stronie kawiarenki piszą o swoich pracownikach niepełnosprawnych intelektualnie tak:

"Dla nas są specjalistami od spraw dobrych i prostych - dostrzegamy ich potencjał i czystość intencji." Nic dodać, nic ująć.

Każdy bez wyjątku powinien zajrzeć do Dobrej Kawiarni! Miejsce ma w sobie coś, czego nie da się opisać. Trzeba samemu wejść i przekonać się jak tam jest! Polecam!



Poniżej zamieszczam link, w razie gdyby ktoś chciał poczytać, znaleźć, przekonać się że to nie ściema.
http://dobra.com.pl

środa, 25 listopada 2015

Od początku..

Początki zazwyczaj bywają trudne. No bo jak przekonać kilkuletnie dzieci, że spacer w pionie jest fajny? Jest to nielada wyzwanie. Na początku każde podejście wymagało kilku przerw na odpoczynek. Tu picie, tu kanapeczka, tu jakiś batonik na zachętę. Wiecie jak to jest. Czasami jeden mały batonik magicznie sprawia, że dziecko przestaje marudzić.

Mówi się, że pierwszy wypad w góry zakończy się jedną z poniższych opcji:

1. Zajarasz się i już będziesz chodził
ALBO
2. Zniechęcisz się i już nigdy tam nie wrócisz.

Dlatego jeśli zabierasz kogoś ze sobą w góry i jest to jego pierwszy raz nie wybieraj najtrudniejszej trasy. Nawet jeśli widoki w tym miejscu są Twoim zdaniem najpiękniejsze na świecie. Możesz trafić na kogoś, kto po n-tym podejściu powie Ci idź sobie sam. ja tu zostaję. A przeciez nie o to w tym chodzi! Góry trzeba oswoić. Ale w miłej i przyjemnej atomosferze:)

Z biegiem czasu szlaki stawały się ZA łagodne i ZBYT krótkie. Każdy wyczuwał, że chciałby czegoś WIĘCEJ. Pójść DŁUŻEJ. Zmęczyć się BARDZIEJ.

Ale o tym w następnym poście :)



Dmuchawce bardzo przypominają mi tamten czas :)

wtorek, 24 listopada 2015

Bliżej nieba.

Zainspirował mnie dzisiaj post jednej z blogerek, którą obserwuję od pewnego czasu. Pisała o tym jak ciężko przenieść się ze wsi do miasta. I przypomniała mi coś, o czym od dawna już chciałam napisać. A więc do dzieła!

Jestem człowiekiem gór. Kocham góry. Te wszystkie dolinki. Pagórki. Strome podejścia. W górach się wychowałam. Od dziecka chadzam, wspinam się, łażę. Kiedy było jakieś wolne to pierwsze co przychodziło mi do głowy to..GÓRY. Kiedy przyjechałam na studia to nieco się zmieniło. A to dlatego, że zamieszkałam na RÓWNINACH. Nie, nie żartuję. Tak dla odmiany. Opole jest płaskie. Takie, że nawet jak biegniesz to za bardzo się nie zmachasz, bo nie ma pod co podbiegać. To dotknęło mnie tu najbardziej. Ta P Ł A S K O Ś Ć. I to o tym właśnie będą kolejne wpisy. O górach. O szczytach. O podróżowaniu. O dziewczynie, która kocha trapery, która kocha ludzi ale uwielbia miejsca, gdzie nie ma ich zbyt wiele. O tym jak to jest poczuć wiatr we włosach na wysokości bliskiej 3000 m. Jak to jest chodzić po śmiegu w środku lata. O niespodziewanych burzach. I o ludziach, których spotyka się na górskim szlaku. Zapraszam Was tam, gdzie jest bliżej nieba. No to w góry! 




Pozdrawiam wszystkich tych, których miałam zaszczyt tam poznać i razem z nimi przebywać. 

Pojawiające się na wpisach zdjęcia w większości będą autorstwa mojego brata :)

poniedziałek, 23 listopada 2015

Żółwik.

Nikt nie lubi operacji. Operacja. Operować. Sala operacyjna. Jakoś tak niemiło się kojarzy. Ktoś Cię usypia, zasypiasz i nie wiesz co się dzieje.

Dzisiaj w szpitalu poznałam chłopca, który zanim lekarz podał mu lek na sen spojrzał na niego i powiedział:
- Siemasz. Dasz mi żółwika? - no i wyciągnął piąstkę w jego kierunku.

Pan Doktor w odpowiedzi uśmiechnął się i dał mu żółwika. To był jego pierwszy żółwik na sali operacyjnej :)

Warto dodać, że chłopiec o którym mowa ma 3-4 lata ;)

niedziela, 22 listopada 2015

Jesteś mały.

Na jednym z blogów znalazłam wpis o tym jakich pytań NIE NALEŻY zadawać niskim ludziom. Pytania typu czy tam na dole jest takie samo ciśnienie jak u nas u góry?, gdzie kupujesz ubrania? to moje dwa ulubione z tych zamieszczonych w poście. Ładnie się uśmiałam, bo sama jestem 160 cm w kapeluszu, ale powiem Wam, że nikt mi jeszcze takich nie zadał. Oczywiście od kiedy pamiętam znajomi z uśmiechem podchodzą do mojej wysokości, ale o to nigdy nie zapytali.

Przypomniałam sobie jak razem z kolegą porównywaliśmy rozmiar naszych butów. Jego 45 czy 46 w porównaniu z moim 36 rzeczywiście robi wrażenie. Określenie jakie wtedy padło z jego ust jako komentarz pamiętam dość dobrze do teraz:
- Ty w moim bucie mogłabyś zamieszkać.



Witaj w małym świecie :)

sobota, 21 listopada 2015

Pod gwiazdą.

Pozostając w klimacie seriali. Kolejne hasełko. Zasłyszane daaawno temu. Dziwnym trafem przypomniało się dziś. Może też masz tak, jak ta blondyna, która powiedziała:
- Urodziłam się pod szczęśliwą gwiazdą. Tylko ta gwiazda jeszcze o tym nie wie.




:)

piątek, 20 listopada 2015

Polskie seriale.

Pierwsza miłość. Oglądacie? Ja zazwyczaj nie mam okazji. Pięć lat studiów = pięć lat bez telewizora. No ale jak tylko wracam do domu to jedną z moich atrakcji jest właśnie obejrzenie czegoś. CZEGOKOLWIEK! No i dzisiaj jak oglądałam sobie Pierwszą miłość zainspirowała mnie jedna z wypowiedzi. Rozmawia dwóch kolegów. Jeden właśnie wprowadził się do drugiego. Obojgu coś ostatnio się w życiu nie układa. Pojawia się wypowiedź:
- Chcesz to się wyprowadź. Też nie chciałbym z sobą mieszkać. Ale muszę.




Przyjaźń to piękna rzecz.

środa, 18 listopada 2015

Żonglowanie jest..dla każdego.

W cyrku. Sama byłam tam jeden jedyny raz. Co pamiętam? Niewiele. Miałam wtedy 5-6 lat, więc nie wymagajcie ode mnie zbyt wiele. Wiem tylko, ci wszyscy ludzie tam byli dla mnie magiczni. Sztuczki, żonglowanie, akrobatyka.. Byłam absolutnie przekonana, że to wszystko jest dla mnie nieosiągalne. Że nigdy się tego nie nauczę. No bo niby jak? I kto miałby mnie tego nauczyć? Minęło kilkanaście lat..

...i okazało się, że nie tylko pan w kolorowym przebranku potrafi żonglować, że na szczudłach może chodzić KAŻDY, że sztuczek magicznych można się nauczyć. Ale o żonglowaniu miało tutaj być..

Kiedy pierwszy raz trzymałam w ręku trzy kolorowe piłeczki a facet w dredach powiedział zaczynamy naukę żonglowania od razu pomyślałam sobie, że to nie dla mnie. Fajnie byłoby umieć zapanować nad tymi trzema wrednymi kulkami, no ale pewnie nie wszyscy mogą to zrobić, prawda?Od razu wymyśliłam kilka rzeczy, które są absolutnie niezbędne do tego żeby się tego nauczyć i założyłam z całym przekonaniem, że ja ich nie posiadam. Podrzucałam je do góry, one spadały. No i tak sto dwadzieścia razy. Rozglądałam się wokół i inni mieli całkiem podobnie. Ale za każdym razem schylali się, podnosili piłeczki i znów próbowali je podrzucać. Taka zabawa, nie? W końcu jeden z mniej rozbawionych całą zabawą podszedł do prowadzącego i zapytał:

- Czy każdy może się tego nauczyć?
Nasz dredowy kolega uśmiechnął się i odpowiedział:
- Każdy, kto ma dwie sprawne ręce jest w stanie się tego nauczyć.

No więc nauczyliśmy się. Jedli lepiej, drudzy gorzej. Ja ciągle kaleczę ten sport. Ale najważniejsze to nie poddawać się i za sto dwudziestym razem znów schylić się po tę wredną kulkę. Żonglowania uczy się dzisiaj na lekcjach w-fu. Polecam lekturę badań, które pokazują jak świetny wpływ ma ono na różne funkcje poznawcze. Pd początku lat 80. dwudziestego wieku uczą się go menadżerowie i pracownicy firm w ramach seminariów i warsztatów poświęconych rozwojowi osobistemu, zarządzenia czasem czy realizacji projektów. 





wtorek, 17 listopada 2015

Po co się komunikujemy?

Coś o komunikacji między kobietą a mężczyzną. To temat wielu książek i felietonów w pismach dla pań. Dlaczego? Bo jest ciekawy. Dla mnie również. Więc o różnicach. Od początku. My kobiety oczekujemy, że mężczyzna się domyśli. Z doświadczenia wiemy, że się nie domyśli a jednak i tak tego od niego oczekujemy. Kobieta zapyta o to jak minął jej dzień opisze szczegółowo WSZYSTKO - co robiła, jaka była pogoda, kogo w tym czasie spotkała, jak był ubrany, jakie towarzyszyły jej emocje.. (no czy nie macie tak?). Mężczyzna zapytany o to samo zazwyczaj odpowie dobrze. No bo o czym tu gadać?

O. Adam Szustak, którego uwielbiam słuchać w jednej ze swoich ostatnich konferencji ujmuje to następująco:


- Kobieta mówi, bo..MUSI. (i tutaj nie obrażajmy się drogie panie, bo wszystkie wiemy o co chodzi)
- Mężczyzna mówi bo..ma do przekazania informację. Jeśli nie ma do przekazania informacji to nie mówi.



Warto nauczyć się tego w jaki sposób i dlaczego komunikuje się każde z nas. Wtedy jest nam łatwiej szukać wspólnego języka. Powyższe wyjaśnienie jest żartobliwe, ale obrazowe. Jest oczywiście grono panów, którzy opiszą nam swój dzień z najmniejszymi szczegółami i panie, które nie są zbyt wylewne. Najczęściej jednak spotykam się z tym, o czym mowa powyżej. Dobrze mieć to z tyłu głowy kiedy po raz kolejny chcesz powiedzieć swojemu mężczyźnie No powiedz coś!

wtorek, 10 listopada 2015

Całus w szybę.

Czy jest tu ktoś, kto lubi reklamy? Nie telewizyjne. Te takie na bilbordach, blokach mieszkalnych, przystankach autobusowych. Lubicie? One są wszędzie! Jedziesz sobie samochodem, jeszcze dobrze nie zapiąłeś pasów a tu już uśmiecha się do Ciebie ktoś z bilbordu. Oczywiście wszyscy są tam idealni. Gospodyni domowa macha do nas w makijażu, wszystkie panie mają idealną figurę a panowie sześciopak zamiast brzucha.

Czekając dziś na przystanku autobusowym zza jego szyby uśmiechały się do mnie trzy panie. Każda z nich miała idealną figurę, nieskazitelną cerę. Reklamowały sylwestrowe kreakcje jednej z sieciówek. Jak się później okazało panie uśmiechały się nie tylko do mnie. Przedszkolaki, które czekały na przystanku razem ze mną też zauważyli reklamę. Kilku chłopców przyglądało się im z bliska.

- Ta pani jest ładna. Pocałuję ją - jak powiedział tak zrobił.
- Mi się bardziej podoba ta pani. Popatrz jaką ma piękną sukienkę. Też ją pocałuję - rzeczywiście kolejna pani dostała buziaka.



Nie liczyłam ilu z nich pocałowało panie z plakatu, ale myślę że panie powinny się czuć wyróżnione. 

poniedziałek, 9 listopada 2015

Z osiedla.

Nigdy nie mieszkałam na osiedlu. W domu mieszkam w domu. Wiecie o co mi chodzi. Dopiero na studiach zamieszkałam w bloku. No i jak się mieszka? Bardzo dobrze poza tym, że:

1. Sąsiadów raczej nie znam. Kłaniamy się sobie na "dzień dobry", ale to by było na tyle. 
2. Śmieci lądują we wspólnym śmietniku. Okazuje się, że znalezienie go może być sprawą kluczową.

Zdarza się tak, że na osiedlach każda ulica ma przyporządkowany sobie wielgachny kosz na śmieci. I niech ulica X nie próbuje wrzucać swoich śmieci do kosza ulicy Y ! To nie jest mile widziane. Nie wierzycie?

Wyrzucając śmieci do tego właśnie wspólnego kosza za każdym razem spotykało mnie badawcze spojrzenie ludzi przechodzących tuż obok. O co im chodzi? Może nieposegregowane? No wiecie jak to jest. Czasami dziwnym trafem plastikowa butelka trafi do szkła, no ale żeby od razu robić z tego aferę? Stwierdziłam, że nie do końca chcę tę sytuację analizować, może po prostu mi się wydaje.

No to pewnego dnia wracam sobie z tego śmietnika, kieruję się do mojej klatki a tu nagle zaczepia mnie moja ulubiona sąsiadka z bloku obok. 
- Kochaniutka, z gdzie ty tak daleko poszłaś z tym workiem?
Myślę sobie Widzę że wyrzucanie śmieci to tutaj sprawa publiczna i nie można ich spokojnie wyrzucić. Nie mam nic do ukrycia, więc mówię jej gdzie byłam. 

Na co ona:
- To nie jest nasz śmietnik! Nasz jest tam kochana. A oni (tu pokazała palcem w stronę, z której wracałam) będą mordy drzeć jak tam będziesz chodzić te śmierci wyrzucać!



Zasada 1 - pamiętaj, żeby wyrzucając śmieci nie pomylić kosza..

sobota, 7 listopada 2015

Pachnie mi.

Co przywozisz z podróży? Przywozimy różne rzeczy, żeby pamiętać. Bo jak to tak wrócić bez pamiątki? Więc zwozimy. Pocztówki. Dzwoneczki. Standardzik! No a ja przywożę sobie zapachy. Przeróżne. Niestety nie da się ich nigdzie schować. Nie można ich też wywołać - jak zdjęcia, żeby ktoś inny je sobie obejrzał. One przyjeżdzają w mojej głowie. I tam zostają. Do następnego razu. Znasz to? A może nie wierzysz, że tak jest?

Kiedyś zauważyłam, że każde miejsce ma swój zapach. I nie chodzi tu o to, że dzielę je na te, gdzie pachnie i na te, gdzie śmierdzi. Zupełnie nie o to chodzi. Po prostu przyjeżdżam gdzieś, wysiadam z auta czy pociągu i czuję. Czuję, że kolejne miejsce pachnie tak bardzo po swojemu. Tak jak nigdzie indziej. Opole pachnie tak, jak żadne inne miasto. Kiedy wracam do domu - czuję, że to dom. Mogłabym wejść z zamkniętymi oczami i wiedziałabym. Nowe miejsca dzielą się ze mną swoim zapachem. Takim, którego nigdy wcześniej nie miałam okazji poznać. To tak jak każdy człowiek pachnie sobą. Nikt inny nie pachnie tak, jak on. Bo wszyscy mamy swój jedyny niepowtarzalny zapach. I nie mówię tu o perfumach, które używamy a o zapachu naszego ciała. Jest nasz. Mój. I twój.


Siedzę sobie teraz w moim kochanym pokoiku i wiecie co? Pachnie mi :)

czwartek, 5 listopada 2015

Od dziś mów mi.. CIOCIA!

Dzisiaj w nocy dołączyłam do grona dumnych CIOĆ, bo w naszej rodzince pojawił się mały mężczyzna! On jeszcze nie wie, jak wszyscy cieszą się z jego męskiej decyzji o przyjściu na świat, ale wkrótce się dowie. Może być tego pewien. (Nawiasem mówiąc musi zbierać siły na te wszystkie całusy i uściski, które go czekają.)

Zawsze jest tak, że duma rozpiera wszystkich wkoło z dwóch powodów:
po 1. Pojawia się nowy członek rodziny.
po 2. Każdy bez wyjątku staje się kimś nowym - bo pojawia się ktoś, dla kogo od teraz jesteśmy ciocią, wujkiem, mamą, tatą, dziadkiem, babcią... Dostajemy nowe role do spełnienia i jesteśmy kimś nowym także dla samych siebie.



Generalnie kończąc już ten post brawa dla dzielnej Mamy i do zobaczenia w domu Maluszku :)

środa, 4 listopada 2015

Bitwa na głosy.

W nocy. Śpię przy otwartym oknie. Dla równowagi kaloryfery odkręcone na 5, kołdra zakrywa wszystko z wyjątkiem oczu. Podobno zasypiam tak od dziecka. Niewiele rzeczy jest w stanie mnie obudzić. Są i tacy, co twierdzą, że takie nie istnieją. No a dzisiaj obudziła mnie "mała" awanturka na zewnątrz. Najpierw usłyszałam warkot silnika. Jakiś samochód podjechał pod blok. Wysiadła z niego kobieta. Młoda. Silnik pozostał włączony. W samochodzie siedział jakiś mężczyzna. I zaczęło się. Ona się drze na niego. On coś jest odkrzykuje. Niewyraźnie bo niewyraźnie, ale słyszę. No i tak się kręci ta milusińska pogawędka. Nie zaobserwowałam momentu, w którym pojawiło się jakieś rozwiązanie. W końcu samochód odjechał z piskiem opon. .

Dziś rano przypomniał mi się Ben Franklin, który powiedział:
"Wściekłość nigdy nie ogarnia nas bez powodu, ale rzadko jest to dobry powód."

Kłótnie są potrzebne. Jak najbardziej! Nie wiem dokładnie o co poszło dziś w nocy tym dwojgu. Myślę, że w połowie całej imprezki zgubili powód dla którego zaczęli się kłócić. Znaleźli za to kilka kolejnych. Nocną "Bitwę na głosy" wygrywa.. Cóż, werdykt nie jest jednoznaczyny. Ogłaszam remis !




Niektórzy twierdzą, że od niepotrzebnego spinania robi się cellulit. Warto zatem przemyśleć sprawę ;) 

wtorek, 3 listopada 2015

Ile trwa ZARAZ?

Sytuacja jakich wiele. Wyobraźmy sobie, że mama woła z pokoju obok "wynieś śmieci". Jak znam życie większość z nas "odkrzyknie" wtedy "zaaaaraz!" No ale ile trwa to słynne ZARAZ?


Weźmy inny przykład. Masz do zrobienia ważny projekt. Niby wiesz jak zacząć, przygotowałeś sobie wstępny plan. Mógłbyś zacząć, ale nie robisz tego, bo.. świadomość czasu, jakiego potrzebujesz na realizację go sprawia, że trochę Ci się odechciewa. Wolisz odłożyć to na później. Przecież jeszcze masz czas, prawda? 

Takich przykładów możnaby podawać w nieskończoność. Sama też czasem z szerokim uśmiechem odpowiadam komuś "później". Tylko, że czasem to później nie nadchodzi. .

Miłosz Brzeziński w swojej książce pisze tak:

"Odkładanie na później jest największym wampirem energetycznym w planowaniu. Cały dzień myśli się o tym, co trzeba będzie zrobić później"

 Na pewno zauważyliście tę dziwną właściwość. Niby odkładamy coś na potem, ale w głowie ciągle gdzieś czai się myśl, że trzeba to zrobić. 




No więc może zamiast o tym myśleć lepiej wziąć się do roboty!?