Inspiracją do dzisiejszego posta jest rozmowa dwóch pań z Biedronki. Niedziela, jak to bywa zazwyczaj - mnóstwo klientów. Bo jeszcze to trzeba kupić, jeszcze tamto, a bo to goście przyjadą i tak dalej. Zwykle robi się z tego ładna grupa - wszystkim oczywiście śpieszy się najbardziej. W tym całym zamieszaniu jedna ze sprzedawczyń podchodzi do swojej koleżanki siedzącej aktualnie na kasie z zapytaniem:
- Idziemy na lunch?
Ta druga tylko uśmiechnęła się w odpowiedzi i mówi do mnie:
- Na lunch to bym sobie chodziła, jakbym mieszkała w Ameryce. Oni tam znikają z roboty na jakieś 1,5 h. U nas to samo nazywa się przerwą, ale nie trwa 1,5h tylko 15 minut.
Kolejki do kas stawały się coraz dłuższe i dłuższe. Końca nie widać. Taka niedziela w Biedronce.
Bez lunchu. Polska. Nie Ameryka. Ale czy pracujemy mniej ciężko ?