Today.

Today.

czwartek, 27 sierpnia 2015

Obietnica.

Dzieci to moi ulubieni bohaterowie.
  • Nie wiedzą, że nie wypada. 
  • Że są takie rzeczy, których nie krzyczy się na cały głos. 

Rodzinka. Górski szlak. Mnóstwo ludzi. Dziewczynka wybiegła na kilka metrów przed nich i krzyknęła:

- Obiecuję, że jak tylko przyjdziemy do domu to zrobię kupę!



I to się nazywa obietnica! Uśmiech proszę :)

środa, 26 sierpnia 2015

Na koszulce.

Dużą popularnością cieszą się koszulki z nadrukiem. Są pomysłowe. Ciekawe. Po polsku. Po angielsku. Przyznam, że sama jestem ich fanką. W swojej szafie mam takich kilka i bardzo je lubię. Nawet producenci ubranek dla najmłodszych zaczęli wykorzystywać napisy, by podkręcić sprzedaż maleńkich ciuszków. Mój tata jest the bestNo thanks. Mam być miła czy szczera? Nienawidzę poniedziałków. Kilka dni temu zostałam jednak lekko zniechęcona do noszenia takich koszulek. Ale od początku..

Do autobusu, którym jechałam wsiadła sobie pewna dziewczyna. Jej widok nie zdziwiłby nikogo gdyby nie koszulka, którą miała wtedy na sobie.

Zanim zamieszczę zdjęcie tej koszulki, bo udało mi się ją znaleźć w intenecie to trochę o tej dziewczynie..

Mogła mieć około 13 lat, dziewczyna nieco większych rozmiarów. Nie wydawała się być osobą, która lubi zwracać na siebie uwagę. Napis jednak zrobił swoje - przyciągnął wzrok wszystkich jadących wtedy autobusem. Podobną do tej, którą widziałam koszulkę wklejam poniżej (ta, którą widziałam na żywo była granatowa z czarnym nadrukiem).


Kiedy przeczytałam ten napis myślałam, że pogorszył mi się wzrok. I to znacznie. Babcie, które wpatrywały się w ten napis razem ze mną chyba też pomyślały, że przyda im się wizyta u okulisty. 

Kolor koszulki był calkiem ładny, ale dla samego koloru na pewno nie zaryzykowałabym jej noszenia. 


wtorek, 25 sierpnia 2015

Chamstwo?

Każdy wybiera się czasem na "większe" zakupy. Owoce. Warzywa. Pieczywo. Trzeba kupić to. I jeszcze tamto. Tym sposobem wózek w pewnym momencie jest już tak pełny, że zaczynasz zastanawiać się, czy masz bagażnik, który to wszystko pomieści. Dziś trochę o zakupach albo raczej o tym jakie niebezpieczeństwa czyhają na nas podczas ich robienia. Gwoździem dzisiejszego dnia okazała się kapusta pekińska. Ale od początku..

Dzisiaj rano weszłam sobie do jednego z supermarketów. Jego nazwa nie jest w tym momencie istotna. Ważne jest to, co wydarzyło się chwilę później. Mama chciała, żebym kupiła na obiad kapustę pekińską. Dłuższą chwilę zajęło mi znalezienie jej. Od razu potem włożyłam ją do swojego koszyka. Korzystając z okazji postanowiłam kupić jeszcze nektarynki, kilka marchewek.. Dosłownie na sekundę spuściłam z oka mój koszyk. Nie zgadniecie co się stało.. Kiedy wróciłam z naklejonymi na produkty cenówkami kapusty nie było już w koszyku.. Czary? Nie! Po prostu jakaś Miła Pani korzystając z okazji wyciągnęła sobie MOJĄ kapustę i przełożyła do SWOJEGO koszyka.

Skwituję całą sytuację zdaniem jednej pani sprzedawczyni, której opowiedziałam o tej dziwnej dla mnie sytuacji: "No kur*a chamstwo!"


Miłej Pani życzę smacznego.

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Podsłuchane.

Wycieczka do ZOO podczas weekendu wiąże się z kilkoma utrudnieniami:
1. Miliardy ludzi.
2. Kikunastometrowe kolejki do kas (których na przykład jest sześć).
3. Nieuniknione jest również to, że niektórzy gubią się w tłumie. 

I na podpunkcie nr 3. się zatrzymam.

Kiedy ostatnio byliśmy z moim Ulubionym w ZOO tuż za nami babcia i jej wnuk zgubili po drodze dziadka. Wydawałoby się, że w dobie telefonów komórkowych takie sytuacje bardzo szybko się rozwiązują.. Czyżby? Nawiązanie jakiegokolwiek połączenia graniczyło z cudem. Hałas przypominał trochę ten taki przed koncertem, w kolejce po bilety. Wysyłanie smsów też nie dawało zamierzonych efektów. Wnuczek spojrzał na babcię pytającym wzrokiem, na co ona zrezygnowana odpowiedziała tylko tyle:
- Wiesz kochanie, ten twój dziadek to momentami naprawdę nadaje się do szkoły specjalnej.



Nie wiem co na to wnuczek, ale mógł nie zrozumieć dlaczego babcia chce wysłać dziadka do innej szkoły. 

wtorek, 18 sierpnia 2015

Back to school!

Kolejny rok szkolny przed nami. Centra handlowe zamieniają się w wielkie hurtownie papiernicze i rozpoczyna się coroczne szaleństwo zakupów. W centralnych alejkach znajdziemy kosze pełne zeszytów, teczek, ołówków, długopisów, mazaków, kredek i innych rzeczy, które najprawdopodobniej będziemy musieli kupić.

Niektóre supermarkety przygotowały dla dzieci dodatkowo wydzielone miejsca z kolorowankami, gdzie dzieci mogą usiąść i wspólnie porysować. Jedno z takich miejsc miałam okazję ostatnio obserwować. Co zobaczyłam?

Tata jednej z dziewczynek, znajdujących się w strefie "kolorowanek" obserwował ją. Co chwilę rzucał w jej stronę hasła w stylu świetnie ci idzie!, ale ślicznie pomalowałaś ten obrazek! Istotny będzie tu fakt o którym zapomniałam, a który dodać należy a mianowicie to, że dziewczynka malowała farbami. Podczas gdy jej tata chwalił ją i spoglądał w jej stronę, ona siedziała sobie grzecznie na małym kolorowym krzesełku. Kiedy wstała z miejsca skończyło się chwalenie, a zaczął jeden wielki krzyk:
- Jak ty wyglądasz?! Co zrobiłaś ze swoją sukienką?! Miałaś malować kartkę, nie swoje ubranie! Idziemy!

I wtedy cała frajda płynąca z malowania poszła się paść! Dziewczynka nie do końca chyba wiedząc co powinna zrobić zaczęła płakać. Nie ma co się dziwić. Na jej miejscu zrobiłabym to samo. 


UWAGA! Kiedy dajesz dziecku do ręki pędzel, ołówek, mazak czy jakąkolwiek z tych rzeczy bądź przygotowany na to, że może się nimi upaćkać. Dziecko świetnie się wtedy bawi, a Ty? Może zamiast krzyczeć powinieneś też wziąć do ręki pędzel i nieco wyluzować. 

Wierzcie mi - brudzenie nie jest wyłącznie domeną dzieci :)

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Nasz klient - nasz pan?

Zdarzają się dni, w których mamy wrażenie, że sprzedawca sobie z nas żartuje. Wyobraźmy sobie sytuację, w której zwracasz się po pomoc do sprzedawcy a on odpowiada Ci w taki sposób, że żałujesz, że zapytałeś. Słysząc po raz N-ty jedno i to samo pytanie czasem zdarza im się zażartować z tych pytań. Chciałabym byście spojrzeli na poniższy dialog z perspektywy sprzedawcy. 

Dodam, że zdanie-prośbę (jak poniżej) klienci formułują najczęściej.. 

- Szukam spodni - zaczyna klient, próbując złapać kontakt wzrokowy ze sprzedawcą, który właśnie znajduje się najbliżej niego.

Na co sprzedawca odpowiada:
- I jak panu idzie? 



Ten dialog to jedna z perełek, jedna z moich ulubionych. Co o nim myślicie?

sobota, 8 sierpnia 2015

Kartofle.

Przejście dla pieszych. Po drugiej stronie ulicy starsza pani z dwiema pełnymi siatami zakupów. W jednej ziemniaki. W drugiej nie wiadomo, ale sporo tego wszystkiego. Czekaliśmy na zielone światło. Kolega, który szedł ze mną rzucił w moją stronę
- A może pomożemy jej z tymi zakupami?

Pomysł był niezły, tylko co na to ta Pani? Wiecie jak to jest. Mówi się, że to nasze pokolenie takie niewychowane. Czasami starsi nie chcą naszej pomocy nie dlatego, że jej nie potrzebują a dlatego, że nam nie ufają. Byliśmy ciekawi jaka będzie jej reakcja, kiedy podejdziemy i zaproponujemy swoją pomoc.

Spotkaliśmy się w pół drogi, kiedy przechodziliśmy przez pasy.
- Dzień dobry - zaczął mój kolega. - A może pomóc pani z tymi zakupami?

Popatrzyła na niego, na mnie. Potem znów na niego. Chwilę mierzyła nas wzrokiem, pokręciła noswm, a po chwili powiedziała:
- Weź kartofle młody człowieku! - po czym dosłownie włożyła je do ręki mojemu koledze.

Szliśmy z nią aż pod klatkę, wysłuchując historii o jej zmarłym mężu, wnukach, synowych i tym, że jej mieszkanie jest za duże dla niej samej. Na koniec powiedziała do nas:
- Nie rozumiem dlaczego wszyscy tak narzekają na to wasze pokolenie. Ja młodych kocham! was trzeba kochać. Miejcie się dobrze dzieci! - i zniknęła za drzwiami.

Starsi nas potrzebują, tylko czasem trudno im to przyznać.