Today.

Today.

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Cisza jak ta.

Góry. Ludzie napierający na szczyt. Co chwilę dzień dobry przekazywane z ust do ust. I w górę! Świeci słońce. Pot. Kurtki przeciwdeszczowe schowane w wielkich plecakach. Blisko. Bliżej. Już. Szczyt zdobyty.

Przychodzi On. Srebrne włosy, biała broda. Dziadek. Stawia na kamieniu swoją drewnianą laskę i podnosi do góry prawą dłoń.
- Jestem tu! Widzicie?! Jestem tu! - krzyczy.

Pozostali patrzą w jego stronę. To nie koniec.
- Ludzie! Pół roku temu miałem wypadek - zaczyna. - Lekarze powiedzieli, że prawdopodobnie już nigdy nie będę chodzić. A dziś jestem tu z wami!

Na górze zapada cisza. Milkną wszystkie rozmowy. Nikt nie je teraz kanapki. Nie pije herbaty. Wszyscy zaczynają klaskać.

Iść, ciągle iść w stronę słońca. .

2 komentarze:

  1. Najważniejsze to nie poddawać się:-)!

    OdpowiedzUsuń
  2. Najważniejsze to nie poddawać się!

    OdpowiedzUsuń