Today.

Today.

piątek, 30 maja 2014

Jestem tu.

Szpital. Patologia ciąży. Białe fartuchy. Sale pełne kobiet. Ten specyficzny zapach. Poczekalnia. Bo każdy tu czeka. Na dziecko. Na decyzję. Nadzieja spaceruje tam dzień i noc. Nie wolno jej przestać.

Korytarz pełen mężczyzn. Rozmawiają.
- Nie potrafię pomóc mojej żonie. Widzę jak płacze i nie wiem już co robić - mówi On.
- Bądź przy niej - mówi drugi.
- Tylko tyle? - pyta zdziwiony.
- Aż tyle. .

"Być" często znaczy więcej niż "mieć".

3 komentarze:

  1. Uwielbiam Twoje wpisy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie każdy to czuje...

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie piszesz! Niedawno urodziłam śliczną córeczkę, ale i w szpitalu byłam częstym gościem. Mąż wspierał mnie każdego dnia,nawet w tym najważniejszym dniu byliśmy razem, jak jedno ciało, razem na sali porodowej, razem oddychaliśmy, razem przeżywaliśmy każdy skurcz, razem "urodziliśmy" córeczkę. Pierwsze słowa jakie usłyszałam od Niego? "Jesteś dzielna, podziwiam Cię! Razem damy sobie radę! Razem będziemy na zawsze! Kocham Cię" i w tej chwili usłyszeliśmy pierwszy płacz Emilki, poczułam jej pierwszy oddech na moim ciele. A On powtórzył "Kocham Cię. Kocham Was Obie". Dziękuję Mu,że był wtedy ze mną. Że po prostu był i będzie...

    Pozdrawiam Cię!:-*-Werka:-)

    OdpowiedzUsuń