Idąc pod parasolem przez miasto spotkałam mnóstwo osób, które walczyły ze śniego-deszczem jedynie przy pomocy zarzuconego na głowę kaptura. Przejście dla pieszych. Czekam na zielone jak większość stojących tam. Przede mną ojciec z synem. Stoją bez parasola. No i stoją sobie stoją i tak, jak ja czekają aż to światło w końcu będzie zielone. Przyjemnie się stoi, kiedy sypie śnieg z deszczem, a przed sekundą jakiś miły pan wjechał obok ciebie w kałużę i ochlapał tak, że jedyne na co masz ochotę to pokazać mu środkowy palec. No ale stoimy, a chłopiec odwraca się w moją stronę. Chyba wcześniej mnie nie zauważył. Po chwili patrzę a Mały stoi ze mną pod moim parasolem. Czary-mary?? Jego tata odwrócił się i z uśmiechem powiedział:
- Ty to wiesz jak się ustawić kolego !
No co tu dużo mówić - wiedział ;) I tak oto razem czekaliśmy na zielone - ja i mały chłopiec, który znalazł miejsce pod moją parasolką.
Cóż za pojemna przestrzeń podparasolowa :)
OdpowiedzUsuń